Tylko treści żal! *

Blisko dekadę (do 19 maja 2024 r.) na premierę telewizyjną czekał autorski spektakl Andrzeja Bartnikowskiego „Człowiek bez twarzy” zrealizowany w ramach projektu „Teatroteka” Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. To jak dotąd jedyna jedyna realizacja tegoż twórcy dla „największego teatru świata” (jak głosi slogan reklamowy nowej dyrekcji Teatru TVP), znanego z wielu reżyserii spektakli, najczęściej w olsztyńskim Jaraczu i tamtejszym Teatrze Lalek.

Sambor Czarnota, Filip Bobek, Marta Chyczewska. Fot. Wojciech Radwański/WFDiF

Człowiek bez twarzy” to sztuka o życiu w niedopowiedzeniach, półprawdach, czy – mówiąc wprost – w kłamstwie. A także o kształtowaniu siebie, swoich zachowań i relacji międzyludzkich podług oczekiwań innych ludzi względem nas. To bardzo ciekawy i istotny temat, aktualny w każdym czasie i dotyczący całej ludzkości. Szkoda tylko, że autor – reżyser postanowił na siłę być „awangardowym” i swoje przedstawienie w sposób sztuczny, nachalny udziwnić, jednych zszokować, innych może zgorszyć (oj, te sceny szybkiego seksu na biurku, na ścianie i golizna na dodatek męska!). Chyba niepotrzebnie, bo właśnie te realizacyjne fajerwerki (łącznie z animowaną wstawką) odbiły się w mojej ocenie niekorzystnie na całościowej percepcji „Człowieka bez twarzy”.

Bohater sztuki, niejaki Rafał Aletyński (Sambor Czarnota), jest szefem firmy prowadzącej sprzedaż internetową. Jak mówi, sprzedaje złudzenia, oferując klientom podróbki znanych marek za połowę niższą niż w przypadku oryginałów cenę. Nie widzi on w swojej działalności niczego zdrożnego, co stara się wytłumaczyć swojemu pracownikowi (Sebastian Stankiewicz) podczas kompletnie oderwanych od realiów rozmów z nim (lepszy byłby zwykły dialog, bez wykonywania przez Piotra pompek czy stawania na baczność). Metody manipulacyjne Rafał stosuje wobec innych. Dotyczy to Bianki, pracownicy banku (Marta Chyczewska), która może przekonać zarząd, by udzieliła naszemu bohaterowi kredyt; Moniki, żony Rafała (Marzena Bergmann), którą ten stara się przekonać o swojej wierności, a gdy prawda wychodzi na jaw, prosi o drugą szansę, bo tak wypada, tak się robi w danej sytuacji. I tylko swojego organizmu Rafał nie potrafi okłamać: mężczyzna mdleje wtedy, gdy kłamie. Bohater jest zdziwiony, bowiem według niego „tylko dzięki umiejętnemu omijaniu tej tak zwanej prawdy, jesteśmy w stanie budować wspólne wartości”. Podejmuje w tej sprawie dialog ze Śmiercią (Sylwia Karczmarczyk) i tytułowym człowiekiem bez twarzy, a właściwie człowiekiem w masce (Przemysław Wasilkowski). Czy refleksja nad dotychczasowym życiem w kłamstwie przyniesie oczekiwany efekt? Odpowiedź na to pytanie autor – reżyser zawiesza w próżni.

Przemysław Wasilkowski i Sambor Czarnota. Fot. Wojciech Radwański/WFDiF

W próżni też zawisa pytanie o to, czy we współczesnej dramaturgii polskiej (choć nie tylko) nie da się mówić o sprawach istotnych w sposób nie cudaczny, zwyczajny, czy zaiste potrzebne są takie pseudomodernistyczne rozwiązania dramaturgiczne, które raczej powodują irytację, niż chęć refleksji, nie stwarzające aktorom możliwości stworzenia pełnokrwistych, czy choćby tylko wiarygodnych postaci. Moim zdaniem wątpliwa artystycznie bywa też eklektyczność gatunków (tu mamy do czynienia z czymś na wzór czarnej komedii, groteski połączonej z elementami science – fiction w wersji dla ubogich). Taki dość typowy przerost formy nad treścią ze szkodą dla tej ostatniej.

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam została opublikowana 20.05.2024 r.


Komentarze