Niepotrzebne kobiety, nieobecni mężczyźni* - "Dom kobiet" ostrowieckiego Teatru Teorikon

Pewnym problemem teatrów niezawodowych jest brak mężczyzn chętnych do występowania na scenie, stąd konieczność takiego doboru repertuaru, gdzie jedynymi bohaterkami są kobiety. Elżbieta Baran, twórczyni i reżyserka Teatru Teorikon z Ostrowca Świętokrzyskiego, sięgnęła po dramat Zofii Nałkowskiej „Dom kobiet”.

Scena zbiorowa. Fot. Klaudia Cybulska/Lokalna TV

Ponad dwa lata temu ta sama instruktorka, z tym samym prawie zespołem aktorskim zrealizowała sztukę Roberta Thomasa „8 kobiet”. W sztuce Nałkowskiej kobiet jest też osiem, przy czym dramat właściwy dotyczy sześciu z nich. Wszystkie panie mieszkają w wiejskim domu wiekowej wdowy, Celiny Bełskiej. Julia Czerwieńska i Maria Łanowa to jej córki, Joanna Nielewiczowa i Róża Byleńska to wnuczki Celiny, a córki Marii. Jest też synowa nestorki, Tekla Bełska (gra ją bardzo wiarygodnie Ewa Gawlik). Wszystkie – poza rozwódką Różą (Jagoda Dadia) – to wdowy. Najkrócej, bo dopiero od czterech miesięcy, we wdowieństwie znajduje się Joanna i to jej trauma wydaje się najmocniej odczuwalna. Panie żyją sobie w miarę spokojnie i dostatnio (mają nawet służącą, Zofię Sworzeniową – w tej roli Bożena Gniazdowska, którą chciałoby się zobaczyć w większej, charakterystycznej roli), zarobkowo nie pracują, bo o ich materialne bezpieczeństwo dbali ich zmarli lub byli mężowie, dla których żyły i dzięki którym egzystowały. Panie rozpamiętują przeszłość i każda z nich próbuje jakoś okiełznać sytuację, w której się znalazła. Julia (po kobiecemu rozkoszna Bożena Krajewska) stara się zachować pogodę ducha i zachwyt nad otaczającą ją naturą, przejmując się chyba tylko swoimi problemami gastrycznymi; Maria ucieka w codzienną krzątaninę, opiekę nad innymi i chronienie starszej córki (znakomicie to rozdarcie bohaterki pokazuje Alicja Major – Salwierz); Tekla usiłuje racjonalizować całą sytuację, patrzeć na nią z dystansem, bo przecież mogło być gorzej… Pola do popisu (czytaj: rekonstrukcji swojej egzystencji) nie mają jednak zbyt wielkiego, gdyż poza brakami formalnymi, takimi jak choćby wykształcenie czy doświadczenie zawodowe, nie posiadają również umiejętności i chęci walki o swoje. 

Bożena Krajewska, Ewa Gawlik i Grażyna Jedlikowska. Fot. Klaudia Cybulska/Lokalna TV

Tę stabilizację, by nie powiedzieć nudę, rozbija pewnego dnia wizyta nastolatki, Ewy Łasztówny, która okazuje się nieślubną córką traktowanego niemal jak ideał Krzysztofa, męża Joanny (poruszająco jej wewnętrzny niepokój oddaje Marzena Piotrowska). Joanny, która przez lata nosiła w sobie wyrzut nielojalności wobec małżonka. Celina Bełska, w interpretacji Grażyny Jedlikowskiej pozbawiona napuszonego mentorstwa, ze spokojem wypływającym z doświadczenia życiowego powie: „Człowiek żyje jeden obok drugiego lata całe i nie wie o nim nic. Żyje między najbliższymi jak w ciemności. Zaledwie siebie zna”. I właśnie ta nieznajomość prawdy o drugim, bliskim człowieku jest w sztuce Nałkowskiej najbardziej dojmująca, bo potęguje ona samotność bohaterek i świadomość życia w iluzji.

Scena zbiorowa. Fot. Klaudia Cybulska/Lokalna TV

Powstały w 1930 roku „Dom kobiet” jest pierwszym z trzech dramatów napisanych przez Zofię Nałkowską. Inscenizacyjnie wydaje się sztuką dość prostą do realizacji na deskach teatralnych, choćby ze względu na klasyczne jedności: czasu, miejsca i akcji. Jednocześnie brak spektakularnych wydarzeń fabularnych, koncentracja głównego akcentu na warstwie psychologicznej wymaga wprawnej ręki reżysera i aktorskiego kunsztu. W znanych mi telewizyjnych realizacjach „Domu kobiet” występowały aktorki tej miary, co Ryszarda Hanin, Aleksandra Śląska, Anna Polony, Ewa Wiśniewska czy Krystyna Janda. Elżbieta Baran, co zrozumiałe, nie dysponowała zawodowym zespołem, ale (prawie) każda z aktorek – amatorek pod jej kierunkiem zdołała stworzyć pogłębiony psychologiczny portret kobiety niewiele odbiegający od współczesnych niewiast w określonej sytuacji. Także najmłodsza w tym towarzystwie Oliwia Sadłos, która jako Ewa Łasztówna na tle zgnuśniałych, starszych pań jawi się jak prekursorka ruchu feministycznego, która wie czego chce i sukcesywnie dąży do osiągnięcia swoich celów. Klimatu przedstawieniu nadaje stylowa, przygotowana z ogromną dbałością o szczegóły scenografia Elżbiety i Piotra Sobierajskich, w której „niepotrzebne kobiety” toczą sentymentalne, często bolesne rozmowy o nieobecnych, niepoznanych do końca mężczyznach. I jeszcze w uzupełnieniu tego, co padło w leadzie niniejszej recenzji: w „Domu kobiet”, którego premiera odbyła się 7 stycznia 2022 roku w Osiedlowym Domu Społecznym „Malwa” w Ostrowcu Świętokrzyskim słychać zza sceny (na żywo!) męski głos należący do Mateusza Maja, czyli Liwienieckiego.

* Tekst powstał dla portalu Teatr dla Wszystkich i tam też został pierwotnie opublikowany 07.01.2022 r.

 


 

 

Komentarze

  1. Bardzo ciekawa, wnikliwa recenzja. Jest w niej omówienie głównych wątków dramatu i jednocześnie ocena gry aktorskiej występujących pań. Gratulacje dla autora tekstu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz