Polski dywizjon 303 okiem nie - Polaka


Największą wartością filmu „303. Bitwa o Anglię” jest to, że w ogóle powstał. I jeszcze to, że stworzył go w głównej mierze twórca spoza polskiego kręgu politycznego i kulturowego. 

David Blair tak mówił podczas światowej premiery swojego filmu o polskich lotnikach z dywizjonu 303, która miała miejsce 9 sierpnia 2018 roku (w polskich kinach pojawił się on 17 sierpnia):  - Jest w tym coś niewłaściwego, że ci ludzie mieli ogromny wkład w wygranie wojny, ale praktycznie nic o nich nie wiemy. Chociaż jestem Szkotem, wychowywałem się w przeświadczeniu, że to Brytyjczycy wygrali wojnę z pomocą Ameryki. Wiele spraw jest przemilczanych i poczułem, że może warto o tym opowiedzieć, pokazać historię, która nie będzie szkodliwa dla innych nacji, ale dotknie prawdy o roli Polaków. W pewnym sensie będzie podziękowaniem i odrobiną sprawiedliwości dla tych bohaterów (cyt. za: Filmweb). 
 
Kadr z filmu "303.Bitwa o Anglię" Davida Blaira. Fot. materiał prasowy
Jak powiedział, tak i zrobił. Polscy lotnicy pokazani są przez Blaira i scenarzystów (Alistair Galbraith i Robert Ryan) jako sympatyczni w sumie ludzie, choć nie pozbawieni pewnych przywar powszechnie znanych przez inne narody, pełni zapału, odwagi graniczącej z szaleństwem spowodowanym klęską Polski w walce z hitlerowskim okupantem i osobistymi nieszczęściami (każdy z bohaterów stracił kogoś bliskiego w tej okrutnej wojnie). Twórcy filmu w negatywnym świetle przedstawiają brytyjskich decydentów, którzy początkowo traktują walczących o ich ojczyznę Polaków jako „bandę cudzoziemców” czy wręcz „polskie szumowiny”, by z czasem w ramach wdzięczności za poświęcenie wydawać wystawne rauty na ich cześć. A potem pominąć zupełnie podczas defilady zwycięstwa zorganizowanej z udziałem wojennych sprzymierzeńców Wielkiej Brytanii. Szokujące są zamieszczone na końcu filmu dane o tym, iż w powojennym sondażu 56 % Anglików opowiedziało się za repatriacją dzielnych Polaków do komunistycznej Polski, gdzie czekały ich szykany, więzienie, a w skrajnych wypadkach śmierć.

Historyczni puryści pewnie czepiać się będą scenarzystów i reżysera za mniejsze lub większe nieścisłości historiograficzne czy militarne, warto jednak mieć wtedy na uwadze, że David Blair nie tworzył filmu dokumentalnego czy paradokumentalnego. - To film dla szerokiej publiczności, jego esencją, jego duchem jest szczerość – mówił podczas uroczystej premiery. Wiele rzeczy, które pokazałem, były udziałem różnych bohaterów, na przykład większej ilości polskich pilotów, których nie ma w filmie. Zresztą nie tylko o Polakach, ważną postacią jest tu na przykład jeden z Czechów (Josef Frantisek, którego gra Krystof Hádek – przyp. KK). Ci wszyscy ludzie stali się z czasem zapomnianymi bohaterami. Z tego powodu chciałem o nich opowiedzieć i nakręcić ten film (cyt. za Filmweb). 
 
Iwan Rheon i Milo Gibson w filmie "303.Bitwa o Anglię". Fot. materiał prasowy
Pewną „wadą” tego filmu jest przebijający z ekranu chłód emocjonalny, obcy dla rodzimych filmów opowiadających o polskiej historii, co można złożyć na karb tego, iż zasadniczy wpływ na jego ostateczny kształt mieli jednak nie-Polacy, choć nie możemy zapominać, iż autorem zdjęć jest Piotr Śliskowski („Czas honoru. Powstanie”, „Mój rower”), a wiele ról zagrali nasi aktorzy z Marcinem Dorocińskim na czele w roli Witolda Urbanowicza, dowódcy dywizjonu 303. Nie ma w tym filmie jakichś wybitnych kreacji aktorskich, choć nie można odmówić niektórym aktorom (Iwan Rheon, Milo Gibson czy Adrian Zaremba) prób stworzenia pełnokrwistych i poruszających postaci. Niespecjalne są też efekty specjalne.


Mimo to warto obejrzeć film Davida Blaira i poznać angielski punkt widzenia na historię osławionego dywizjonu 303, tym bardziej, że już niebawem (ostatniego dnia sierpnia) do kin wejdzie polska nań odpowiedź, czyli film na podstawie książki Arkadego Fiedlera „Dywizjon 303” z podtytułem (jakże by inaczej) „Historia prawdziwa” w reżyserii Denisa Delića z Piotrem Adamczykiem i Maciejem Zakościelnym w rolach głównych.  


Komentarze