Mistrzowskie "Sceny..." w Teatrze Telewizji *

Z reguły unikam pisania o spektaklach telewizyjnych, których premiera odbyła się wiele lat temu. Ale po obejrzeniu 12 lutego 2024 roku „Scen niemalże małżeńskich Stefanii Grodzieńskiej” nie mogłem się oprzeć imperatywowi, by zasiąść przy klawiaturze laptopa.

Grażyna Barszczewska i Grzegorz Damięcki. Fot. Ireneusz Sobieszczuk/TVP

Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej” miały premierę na Scenie Na Dole im. Wojciecha Młynarskiego warszawskiego Teatru Ateneum w lutym 2011 roku i od tamtej pory utrzymują się w repertuarze, obecnie na Scenie 61, teatru na Powiślu, wciąż gromadząc pełną widownię (bilety na kwietniowe spektakle są już wyprzedane). Trzy lata po teatralnej premierze pokazano ich telewizyjną adaptację. Scenariusz widowiska stworzyła i spektakl wyreżyserowała Grażyna Barszczewska, na co dzień aktorka Teatru Polskiego w Warszawie (w adaptacji telewizyjnej współpracował z nią syn, Jarosław Schmidt, który reżyserował też światła). Sięgnęła ona po satyryczną twórczość Stefanii Grodzieńskiej, aktorki i pisarki, wykorzystała jej felietony, humoreski, monologi i dialogi, które w lekkiej, zabawnej formie pokazują relacje damsko – męskie. Teksty skrzą się subtelnym, wyrafinowanym dowcipem, subtelną ironią, nie obcy jest im pure nonsense, abstrakcja i groteska. Wywodzące się z tradycji kabaretu literackiego utwory Grodzieńskiej przypominają, że może być śmiesznie bez obrażania kogokolwiek i bez wulgaryzmów. To sztuka obca większości współczesnych satyryków czy kabareciarzy. A ileż te teksty dają możliwości interpretującym je aktorom! Takim jak na przykład Grzegorz Damięcki, partnerujący na scenie Grażynie Barszczewskiej. Znakomicie odnajduje się on w atmosferze eleganckiej satyry Grodzieńskiej, wzbogacając jej przekaz poprzez znaczące uśmieszki, gesty, miny, spojrzenia. Jest rewelacyjny nie tylko jako Tomasz Kotek, który heroicznie ustąpił miejsca staruszce w tramwaju. A na dodatek dobrze śpiewa (warstwę słowną spektaklu uzupełniają piosenki ze słowami męża Grodzieńskiej, Jerzego Jurandota, takie jak „Nie kochać w taką noc, to grzech”, „Nikt mnie nie rozumie”, „O jednej Wiśniewskiej” czy „Plim”, z której Damięcki tworzy znakomitą perełkę aktorską). W ogóle, moim zdaniem, Grzegorz Damięcki to artysta najzdolniejszy z całego klanu aktorskiego Damięckich, potrafiący nawet w najmniejszej roli stworzyć zauważalną, zapamiętywalną kreację – do dziś pamiętam choćby jego asystenta reżysera w sztuce „Ja, Feuerbach” sprzed dziesięciu lat. „Sceny niemalże małżeńskie…” to także okazja, by zobaczyć Grażynę Barszczewską w niezbyt typowej dla niej roli stricte komediowej. Okazuje się, że w takiej odsłonie aktorka również czuje się bardzo dobrze, tworząc bez zbędnego przerysowania obrazy kobiet niepozbawionych śmieszności. Wokalnie też jest w porządku. Gdy się ogląda ten fenomenalny duet aktorski, człowiek przestaje się dziwić, że to skromne, stosunkowo krótkie (a szkoda!) przedstawienie tyle lat znajduje się na afiszu. Jej i Jemu towarzyszy w przedstawieniu towarzyszy Duch Teatru, który przybiera postać i głos (dobiegający z offu) Andrzeja Poniedzielskiego, który pełni swoistą rolę inspicjenta teatralnego pilnującego przebiegu spektaklu i komentatora tego, co zachodzi między protagonistami.

Grażyna Barszczewska i Grzegorz Damięcki. Fot. Ireneusz Sobieszczuk/TVP

Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej” z Teatru Ateneum w Warszawie (i ich telewizyjna wersja) to doskonały przykład, jak dysponując dobrym tekstem, znakomitymi aktorami można stworzyć rzecz świetną, która bawi, wzrusza, przywołuje własne przeżycia widza. I podtrzymuje wiarę w moc teatru klasycznego, niekoniecznie poszukującego. A jeśli do tego dodać jeszcze klimatyczną scenografię Dominiki Laskowskiej (prywatnie żony Damięckiego), to czegóż chcieć więcej?

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam została opublikowana 13.02.2024 r.


Komentarze