I tak to się zaczęło... między Kargulem i Pawlakiem

Kiedy czytam w kontekście najnowszego filmu o Pawlakach i Kargulach, że „pewnych filmów nie powinno się ruszać”, albo, że „to (czyli trylogia Sylwestra Chęcińskiego – przyp. KK) majstersztyk, więc przerabianie tego na nową wersję nie ma najmniejszego sens”, to myślę sobie, że czytanie ze zrozumieniem wciąż pozostaje naszym problemem społecznym, albo, że czytanie doniesień internetowych zaczynamy i kończymy na nagłówkach, po czym czym prędzej piszemy zgryźliwy komentarz. Bo przecież „Sami swoi. Początek” (premiera 16 lutego 2024 roku) to nie remake, a prequel sagi o Kargule i Pawlaku.


Karol Dziuba i Adam Bobik. Fot. Jarosław Sosiński

Scenariusz do prapoczątków konfliktu między tymi dwoma panami i ich rodzinami napisał, jak wcześniej, Andrzej Mularczyk, autor scenariuszy nie tylko do „Samych swoich”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”, ale także do kultowego serialu „Dom” lubianej „Blondynki” i wielu innych filmów i seriali. U podstaw „Samych swoich. Początku” legła powieść Mularczyka „Każdy żyje, jak umie”, która miała być sfilmowana jako pierwsza, jednakowoż nie pozwalała na to sytuacja polityczna, gdyż w autor w swoim utworze w niezbyt korzystnym świetle (mówiąc oględnie) sportretował przedstawicieli bratniego wówczas narodu radzieckiego. Początek historii sąsiadów z Krużewnik na Kresach Wschodnich musiał więc poczekać na swój lepszy czas, którego doczekał się po 57 latach od premiery „Samych swoich” przedstawiających losy zwaśnionych rodów na Ziemiach Odzyskanych.


Scena zbiorowa. Fot. Jarosław Sosiński

Akcja filmu „Sami swoi. Początek” obejmuje lata 1913 – 1945. Zaczyna się w szkole, której uczniami są kilkuletni Kazk Pawlak i Władek Kargul. Między chłopcami dochodzi do konfliktu, w którym niebagatelną rolę odgrywają trzy palce i przezwisko „konus”. Przeskoki czasowe pokazują, że wraz z upływem czasu stosunki między rodzinami nie ulegają złagodzeniu. Prym wiedzie tu Pawlak, narwaniec, pieniacz, którego pierwowzorem był stryj Andrzeja Mularczyka, Jan. Pod względem awanturnictwa niewiele ustępował mu Kargul. Między panami dochodzi do mniejszych i większych złośliwości, idą na udry, nie szczędzą sobie złośliwości, choć kiedy wymaga tego powaga chwili potrafią się zdobyć na solidarność i wspólne działanie. Ci, którzy oglądali trylogię w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego, wiedzą doskonale na co obu protagonistów stać i zapewniam, że w najnowszej części sagi jest pod tym względem nie gorzej. Artur Żmijewski, debiutujący tym filmem jako reżyser pełnometrażowej fabuły, z sukcesem wykorzystał wszelkie walory, które stworzył mu scenarzysta. A więc przede wszystkim nieskomplikowaną, ale i nie nudną fabułę, wyraziste postaci, dowcipne dialogi z mądrymi myślami typu „Nie wybierasz czasu, w którym żyjesz, ale możesz wybrać, jak żyjesz”. „Sami swoi. Początek” to różnorodność gatunkowa, od komedii obyczajowej, przez film historyczny po melodramat. Do tego dochodzą piękne plenery (m.in. podkieleckiego skansenu Tokarnia), szkoda tylko, że nie najlepiej sfotografowane przez Piotra Śliskowskiego (wiele z kadrów jest po prostu tak ciemnych, że zgoła nic na nich nie widać). 

Karol Dziuba i Adam Bobik. Fot. Jarosław Sosiński

Reżyser Żmijewski (i pewnie reżyser obsady, Piotr Bartuszek) znalazł do swojego filmu bardzo dobrych, nieopatrzonych aktorów. Prym wiedzie urodzony w Hajnówce Adam Bobik, który talent komediowy pokazał już w takich serialach, jak „The office.pl” czy „Camera Cafe. Nowe parzenie”. Jako Kazimierz Pawlak doskonale wpisuje się sposobem chodzenia i mówienia, a także zachowaniem w pierwowzór stworzony przez niezrównanego Wacława Kowalskiego. Idealnie dobrany wizualnie do niego jest jako Władysław Kargul Karol Dziuba, tyle tylko, że jego postać w tej historii jest zbyt zmarginalizowana, by aktor mógł rozwinąć pełny wachlarz swego talentu, a przecież potencjał ma, co udowodnił choćby w niedawnym „Dewajtisie”. Generalnie film ten Pawlakiem – Bobikiem stoi, dlatego też większość aktorów jest dla niego czymś w rodzaju tła. Acz przyznać trzeba, że niektórym udaje się wyraźnie zaznaczyć swą obecność, by wymienić choćby Paulinę Gałązkę w roli Nechajki Słobodzian, Adama Ferencego (wujo Pecyn), Mirosława Bakę (ojciec mani Ziębickiej granej przez Weronikę Humaj), Zbigniewa Zamachowskiego (Kacper, ojciec Kazimierza) czy Wojciecha Malajkata w roli księdza Środy. Z obsady znanej z kultowej trylogii w filmie Żmijewskiego pojawia się Anna Dymna – kiedyś wnuczka Pawlaków, tu ciotka Pecynicha, która utwierdza Kazimierza w przekonaniu, że stworzony jest do wielkich rzeczy i pomaga mu w ułożeniu sobie życia, co nie zawsze wychodzi tak, jakby chcieli zainteresowani.


Film „Sami swoi. Początek” ma też swoje niedomagania. Poza wspomnianymi już nie najbardziej udanymi zdjęciami dodałbym również nierówne tempo. Bywają momenty, że mocno ono siada i na ekranie niewiele się dzieje lub dzieje się niepotrzebnie. Generalnie jednak nie jest źle. Bezsensem jest oczekiwanie, że powstanie teraz film dorównujący trylogii sprzed lat, bo już i aktorzy nie ci, wrażliwość widza inna, a sentyment rodzi się dopiero po latach.





Komentarze