"Kogel Mogel 5", czyli mogło być gorzej

Miałem nadzieję, a nawet przekonanie, że po fatalnych poprzednich dwóch częściach „Kogla – mogla” jego kontynuacja nie może być gorsza. I nie myliłem się: „Baby boom, czyli Kogel Mogel 5” jest do strawienia. Nie żeby powstała jakaś rewelacyjna komedia, nie, ale też i nie ma, moim zdaniem, absolutnej kichy. Polska kinematografia zna gorsze przypadki.

Scena zbiorowa. Fot. materiał promocyjny Next Film

Trochę denerwuje mnie nieustanne odwoływanie się do dylogii wyreżyserowanej w latach 80. XX wieku przez Romana Załuskiego. Owszem, zwłaszcza „Kogel mogel” był rewelacyjny głównie dzięki znakomitym dialogom skrzącym się bon motami, które na stałe weszły do polszczyzny, by przypomnieć choćby „Marian, tu jest jakby luksusowo” i wspaniałym rolom Małgorzaty Lorentowicz, Katarzyny Łaniewskiej czy Jerzego Turka. Ale... to już było. Nie pozostaje nic innego niż przyjąć kontynuację kultowego filmu z całym dobrodziejstwem inwentarza. Lub sobie ją odpuścić, tym bardziej że w piątej części niewiele jest już postaci z dwóch pierwszych części. Nie ma nawet Ewy Kasprzyk – grana przez nią postać Barbary Wolańskiej tu pojawia się tylko w jazgocie słuchanym w telefonie przez niektóre osoby. W „Baby boomie” prym wiedzie młodsze pokolenie.

Scena zbiorowa. Fot. materiał promocyjny Next Film

Przede wszystkim Piotr Wolański (Maciej Zakościelny), syn Barbary i Mariana, który wiedzie dostanie życie u boku zakochanej w nim do szaleństwa Marleny (Katarzyna Skrzynecka). Pandemia, jak widać nie dotknęła tej właścicielki restauracji, bowiem małżeństwo zamieszkało w ogromnym dworze, w którym bez problemu mieści się służba (znakomita w roli pani Halinki Barbara Zielińska), mama Marleny ze swoim szóstym mężem (Dorota Stalińska i Marian Opania), a okresowo także inne osoby mniej lub bardziej luźno związane z rodziną Wolańskich. Perypetie zaczynają się, gdy siostra Piotra, Agnieszka (Aleksandra Hamkało) uzyskuje tytuł doktora, a potem dowiaduje się, że jest w ciąży z Marcinem Zawadą (Nikodem Rozbicki), synem Katarzyny (Grażyna Błęcka – Kolska), kiedyś studentki, dziś żony profesora Mariana Wolańskiego (Zdzisław Wardejn). Młody tata nie staje na wysokości zadania: nie dość że zawodzi podczas porodu, to jeszcze potem zostawia na długie godziny żonę z płaczącym dzieckiem w domu. Pomocny okazuje się Piotr, który pod wpływem kontaktu z siostrzeńcem momentalnie dojrzewa i zaczyna odczuwać głęboką potrzebę zostania ojcem. Szkopuł w tym, że dla jego żony zamknęło się już „okienko prokreacyjne”, tak przynajmniej twierdzi lekarz… A mimo to dwór Wolańskich zapełni się wkrótce dziećmi, w czym pewną rolę odegra niejaka Kamila w zaawansowanej ciąży, poszukująca w Brzózkach… Marcina Zawady.

Zdzisław Wardejn i Grażyna Błęcka-Kolska. Fot. materiał promocyjny Next Film

Scenariusz autorstwa już nie Ilony Łepkowskiej,a Domana Nowakowskiego, Anny Wiśniewskiej i Joanny Jakubowskiej nie jest może nazbyt wymyślny, ale poza przewidywalnymi sytuacjami zawiera kilka zaskakujących rozwiązań i fajnych pomysłów wywołujących spontaniczny śmiech na widowni. Podobnie jak i niektóre dialogi, choć nie są one w większości jakoś specjalnie wyrafinowane (ale też i nie toporne czy wulgarne). Aktorzy grają przeważnie bardzo wyraziście czy – jak kto woli – grubą krechą (no, może poza Błęcką – Kolską i Wardejnem); to przerysowanie dotyczy zwłaszcza Marlenki i jej matki, Honoraty. I mimo że nie jest to film, który stwarzałby możliwości zbudowania wybitnej kreacji aktorskiej, to warto, poza wspomnianą już Barbarą Zielińską, zwrócić uwagę na to, jak tworzy postać Marcela Krzysztof Szczepaniak. Na ile to zasługa reżyserki Anny Wieczur, scenariusza czy po prostu dużego talentu aktora – trudno określić, grunt, że dobrze się go ogląda. Pominąwszy kiczowatość (zamierzoną jak mniemam) scenografii Katarzyny Piąstki i kostiumów Anny Męczyńskiej, „Baby boom czyli Kogel Mogel 5” ma niezłe tempo, dzięki czemu nie nuży. Może także i dlatego, że wbrew najnowszym, okrutnym tendencjom do tworzenia filmów kilkugodzinnych trwa, po bożemu, zaledwie 95 minut.

Komentarze