A bo myśmy są też tacy

Pięć lat po zrealizowaniu przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w ramach projektu Teatroteka doczekały się telewizyjnej premiery „Pradziady”. Kto przegapił emisję w TVP Kultura 12 grudnia 2023 roku, może obejrzeć spektakl na TVP VOD. A warto...

Scena zbiorowa. Fot. Wojciech Radwański/WFDiF

Wojciech Kuczok, którego tekst opracował i wyreżyserował Michał Zdunik, w sposób świadomy i momentami bardzo bezpośredni nawiązuje do klasycznych dramatów, jakim są „Dziady” Adama Mickiewicza i „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego. Choć pobrzmiewają tutaj także echa „Moralności pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej. „Pradziady” – najkrócej rzecz ujmując – traktują o Polsce i Polakach. Wiem, można mieć odruch wymiotny czytając taki anons po kilku latach karmienia nas przez TVP tematyką patriotyczno – religijną, ale to przedstawienie nie pokazuje rzeczonego tematu formule „na klęczkach”. Wiem też, że mogą pojawić się głosy, zwłaszcza ze strony „prawdziwych Polaków”, że twórcy pokazali fałszywy, niesprawiedliwy obraz naszego społeczeństwa. Ale przecież myśmy są też i tacy.

Tacy, jak trzypokoleniowa, inteligencka rodzina z dumą powołująca się na swoje szlacheckie korzenie, chętnie wspominająca antenatów, z pradziadem Oktawianem Alfonsem zwanym też pieszczotliwie Ociem - Aciem. To na jego pojawienie się czekają podczas corocznych, „najbardziej rodzinnych ze świąt” pradziadów. To święto to okazja nie tylko do „spotkania” z duchami zmarłych, ale również do podkreślania swojego przywiązania do wartości polskiej rodziny i tradycji (nawet starają się mówić używając składni i leksyki staropolskiej). Głównym reprezentantem tej dbałości o spuściznę rodzinno – ojczystą jest w sztuce Kuczoka Badek znakomicie zagrany przez Piotra Cyrwusa, który za tę kreację otrzymał nagrodę aktorską na Festiwalu Teatroteki. To ten męski nestor rodu przypomina wciąż historię pradziadów, którzy przelewali krew za ojczyznę i ubolewa, że młode pokolenie, głównie jego wnuczki Głupczynki (Agata Różycka i Natalia Łągiewczyk) nie szanują tradycji, nie umieją na pamięć wierszy polskich klasyków, ba, nawet słowa modlitwy przekręcają, bo wychowywane są w duchu ateizmu. Ale ten „przyodziany w polskość”, jak sam o sobie mówi „psychopatriota” (tak z kolei określa go zięć – artysta cierpiący na niemoc twórczą grany przez Łukasza Borkowskiego), ma negatywny stosunek do osób niehetronormatywnych, nie toleruje też męża swojej córki (Marta Masza Wągrocka), za którego ta wyszła w dużej mierze po to, by wyrwać się z rodzinnego domu, w którym królowała ględźba domowa, nieżyczliwość i sączył się jad w stosunku do innych. Tak jak na przykład w kierunku Dziabci, żony Badka (Katarzyna Skarżanka), którą teściowa (świetna w roli Palomy nadużywającej alkoholu Tomira Kowalik) nazywa wywłoką i prymitywem, wypominając jej nieszlacheckie pochodzenie. Pokazane w spektaklu Michała Zdunika pradziady nie do końca okazują się dla rodziny pozytywne, bowiem na obrzęd przychodzą duchy, będące uosobieniem wydarzeń, o których wszyscy woleliby zapomnieć. Jest babcia Maligna oddana niegdyś do przytułku, gdzie zmarła; jest poganka (Weronika Humaj) z nieślubnym dzieckiem protoplasty rodu (jego ducha i babcię zagrała Anna Korzeniecka); jest też umiłowany Palomy, Jan Majteczko, zastrzelony przez Oktawiana Alfonsa (Mariusz Ochociński).

Piotr Cyrwus i Marta Masza Wągrocka. Fot. Wojciech Radwański/WFDiF

Wymieniam całą obsadę tego spektaklu, bo wszyscy zasługują na docenienie. Nie ma w tym przedstawieniu ról puszczonych, w czym – pewnie – spora zasługa reżysera i samych aktorów. Piotr Cyrwus jest tu klasą sam dla siebie (vide: scena, gdy rozpacza z powodu skarlenia, spospolicienia wszystkiego), ale ma równorzędnych partnerów i partnerki. To znakomite aktorstwo decyduje o sile przekazu tego skromnego, jeśli chodzi o środki realizacyjne, przedstawienia. Warto też podkreślić wkład pracy w całokształt „Pradziadów” Anety Brzozowskiej (charakteryzacja) i Hanny Raniszewskiej (muzyka). Naprawdę, warto to zobaczyć!

Komentarze