Wyimki z Mickiewiczowskich "Dziadów" *

To było wyjątkowe wydarzenie w 70 – letniej historii Teatru Telewizji Polskiej. A w każdym razie mogło takim być. Mowa o widowisku „Dziady. Śladami Adama Mickiewicza” zaprezentowanym w formule „na żywo” we wtorek poprzedzający Wszystkich Świętych A.D. 2023.

Scena zbiorowa. Fot. Magda Cichecka/TVP

Przede wszystkim było to ogromne, jak sądzę, przedsięwzięcie natury logistyczno – technicznej. Oto bowiem zarządcy Teatru TVP wymyślili sobie, że sztandarowe dzieło polskiego Romantyzmu zostanie zrealizowane i pokazane z litewskich miejsc związanych z „Dziadami” i ich autorem. Oczywiście, nie było to całe dzieło Adama Mickiewicza, a jedynie wybrane z niego sceny. W sumie telewizyjne „Dziady. Śladami Mickiewicza” składało się z trzech odsłon, każda wyreżyserowana w innym miejscu i przez innego twórcę, z II i III części dramatu. Poprzedziło je wprowadzające wystąpienie jednego z ulubieńców obecnych władz TVP, Przemysława Stippy, który pojawił się na cmentarzu w Solecznikach, gdzie poeta w 1821 roku oglądał obrzęd dziadów. Stippa z założenia pełnił w tym spektaklu rolę swoistego przewodnika po miejscach związanych z Mickiewiczem i jego dziełem oraz niejako narratora - łącznika między poszczególnymi odsłonami widowiska. A może raczej konferansjera mówiącego tekstem napisanym przez Kalinę Cyz, dyrektorkę Teatru Telewizji?

Właściwą jego część rozpoczął Bal u Senatora, zrealizowany przez Magdalenę Małecką – Wippich przy współpracy choreografa Jacka Przybyłowicza w Sali Kolumnowej Uniwersytetu Wileńskiego. Aktorom, m.in. Sławomirze Łozińskiej (mocno poruszającej w roli pani Rollison), Mateuszowi Weberowi (bardzo dobremu w roli księdza Piotra), Joannie Halinowskiej (Kmitowa), Dawidowi Ściupidrze towarzyszyli tancerze kowieńskiego Teatru Tańca Aura. Adaptacja dokonana przez reżyserkę wyeksponowała obłudę rządzących, ich nieczułość na krzywdę innych oraz służalczość uzależnionych od władców strachliwych klakierów.

W środku: Sławomira Łozińska. Fot. Magda Cichecka/TVP

Reżyserujący scenę II Jarosław Gajewski umieścił ją w Celi Konrada, mieszczącej się w klasztorze Bazylianów, obok Ostrej Bramy. To tam na początku XIX wieku była więziona patriotycznie nastawiona wileńska młodzież, w tym filomaci i filareci, których spisek wykrył senator Nowosilcow zbyt plebejsko nakreślony przez Arkadiusza Janiczka w scenie pierwszej. Słynną Wielką Improwizację wygłasza Jakub Kordas związany na co dzień z warszawskim Teatrem Polskim. No, drugim Holoubkiem to on nie jest (przynajmniej na razie), co nie znaczy, że aktor ten nie potrafił przekazać żaru tego największego monologu w polskiej literaturze dramatycznej. Konrad Kordasa ma świadomość swojej siły, charyzmy i mocy wewnętrznej pozwalającej mu na podjęcie (nie bez szans na zwycięstwo) pojedynku z Bogiem o „rząd dusz”.

I wreszcie część III, czyli sam obrzęd dziadów zrealizowana przez Jarosław Kiliana na Górze Krzyży na cmentarzu w miejscowości Szawle. Obrzędowi przewodniczy Guślarz (w tej roli Adam Strug, muzyk, który wraz z Adamem Walickim skomponował muzykę do omawianego spektaklu). To niemiłosiernie wydłużona odsłona tych telewizyjnych „Dziadów” i najbardziej nużąca ze względu na monotonne śpiewy i drażniącą muzykę. A mogło być tak dobrze, choćby tylko z powodu niesamowitej scenerii miejsca, w którym scenę realizowano. Nadmiar efektów dźwiękowych spowodował, iż finału telewizyjnego spektaklu nie uratowały bardzo dobre, wyraziste epizody Ewy Dałkowskiej (Sowa) i Karola Pochecia (Kruk). Bez zarzutu natomiast, w mojej ocenie, spisała się liczna ekipa realizująca to karkołomne przedsięwzięcie: od realizatorów telewizyjnych (Tomasz Motyl, Józef Kowalewski, Marek Bik, Mariusz Lada, Grzegorz Wiśnicki) przez reżyserów świateł (Konrad Kosiński, Adam Tyszka) po dźwiękowców (Rafał Szkop, Michał Nowak). Co nie zmienia bynajmniej mojej opinii, iż dzieło Wieszcza zostało przedstawione za mocno „po łebkach” (zwłaszcza w pierwszej części), a przy tym z zauważalnym przerostem formy nad treścią. Co z kolei nie oznacza, iż takie „Dziadostwo” podobałoby się niektórym prominentom, którzy zakazu jego oglądania zapewne by nie wydali.

* Recenzja powstała dla portalu Teatr dla Wszystkich i tam też się ukazała 1 listopada 2023 r.




Komentarze