"Uwierz w Mikołaja", albo nieznośne lokowanie produktu

Nie wiem, czy to mus jest jakiś, by co roku w okolicach świąt Bożego Narodzenia na ekrany polskich kin wchodził jakiś nowy film z tym okresem związany? Zaczynam sądzić, że tak, bowiem mieliśmy już pięć części „Listów do M.”, w tym roku, już w pierwszej dekadzie listopada na ekrany zawitał obraz „Uwierz w Mikołaja” w reżyserii Anny Wieczur, za którego warstwę scenariuszową odpowiadała sama Ilona Łepkowska (także jego współproducentka).

Scena zbiorowa. Fot. Kino Świat, materiał prasowy

Wspomnienie „Listów do M.” nie jest tu przypadkowe, ani z czystej złośliwości wynikające, bowiem oba te filmy, a w przypadku „Listów…” - filmowego cyklu, mają posobną, by nie powiedzieć taką samą strukturę. Nie opowiadają jednej historii związanej z protagonistami, a kilka historii, z różnymi postaciami, które wraz z rozwojem fabuły zaczynają się z sobą wiązać, wiodąc do szczęśliwego finału. W filmie „Uwierz w Mikołaja”, który jest adaptacją powieści Magdaleny Witkiewicz pod takim samym tytułem mamy przynajmniej trzy wątki zasadnicze: Agnieszki (Aleksandra Grabowska), która jadąc do babci, by z nią spędzić święta zostaje odcięta zatrzymana w jej pustym domu z powodu ogromnych opadów śniegu, do której to chaty przybywa młody, przystojny mężczyzna w stroju Mikołaja o imieniu… Mikołaj (Grzegorz Daukszewicz); Anny (Agnieszka Więdłocha), która tkwi w toksycznym związku z przemocowym Arturem (Antoni Pawlicki), jednocześnie chroniąc przed nim kilkuletnią córkę, Zosię (Wiktoria Nowak) i Krystyny (Dorota Kolak), szefowej domu opieki „Happy End”, do której po latach odzywa się były mąż Adam (Cezary Żak), szef ochrony w galerii handlowej. Jest jeszcze dzielnicowy Robert (Mateusz Janicki), który pełni dyżur miejscu zamieszkania stłamszonej życiem Anny i który postanawia rozpostrzeć nad nią skrzydła policyjnego anioła stróża. Osobnym wątkiem jest grupa seniorów ze wspomnianego domu opieki, którzy nie tylko wspominają minioną przeszłość, ale również próbują znaleźć dla siebie przestrzeń w jesieni życia. Zakładają więc chór, którym dyrygować będzie Helena, owa babcia, do której próbowała dojechać Agnieszka (w roli afektowanej babci, jakże by inaczej: Teresa Lipowska – Zaliwska, na szczęście tu nie smażąca non stop naleśników ani nie piekąca szarlotki, jak w „M jak miłość”). Ten wątek wnosi najwięcej ciepłego humoru do filmu Anny Wieczur i jednocześnie stwarza możliwość zobaczenia na dużym ekranie dawno nie widzianych artystów: Bohdana Łazuki, Ewy Szykulskiej, Izabelli Olejnik, Krystyny Tkacz, Elżbiety Starosteckiej – Korcz, Marty Lipińskiej, Doroty Stalińskiej czy Macieja Damięckiego (jak się okazało w ostatniej Jego roli). Ale i oni, a właściwie ich historie, zostali przez scenarzystkę potraktowani bardzo skrótowo przez co momentami nielogicznie i jednostronnie. Najbardziej jest to widoczne w przypadku ról Starosteckiej i Stalińskiej, byłej budowniczej, która na ekranie w zasadzie mówi tylko „ja pier..lę”. Tych uproszczeń i takich niejasności jest w scenariuszu Ilony Łepkowskiej zdecydowanie więcej. Można by na przykład zapytać, skąd babcia Helena, dyrygentka, ma taką chawirę, czy też dlaczego jej wnuczka w takim razie każe spać Mikołajowi na podłodze. Albo co oznacza oznacza ostatnia scena z udziałem Eleonory? Dlaczego Zosia wybiera na babcię Sabinę (Lipińska), najmniej sympatyczną pośród pensjonariuszy i dlaczego ta starsza pani ucieka z domu opieki? Wydaje się, że gdyby scenarzystka mocniej rozbudowała wątek starszych państwa film mógłby być filmem o wiele bardziej emocjonalnym, wzruszającym i głębiej poruszającym problem starości, samotności, potrzeby miłości i bliskości w każdym wieku.

Aleksandra Grabowska i Grzegorz Daukszewicz. Fot. Marta Gostkiewicz/MTL Maxfilm

A tak – mamy tylko banalną, niespecjalnie wiarygodną, a przez to i nudną opowieść o rodzącym się uczuciu dwóch par, jednej parze próbującej (z niejasnych przyczyn więź odbudować). Opowieść jak na komedię, a tak zapowiadają „Uwierz w Mikołaja” twórcy i dystrybutorzy, mało zabawną, pozbawioną finezji, na seansie podczas którego „Mikołaja…” oglądałem publiczność śmiała się tylko, gdy Grabowska próbuje ocucić Daukszewicza bijąc go po twarzy i gdy Stalińska rzuca po raz kolejny swój ulubiony wulgaryzm. Wzruszenia też nie widziałem na twarzach oglądających, choć dominowały wśród nich kobiety w wieku, powiedzmy, średnim. Nie wiem czemu to przypisać, choć wydaje mi się, że nie bez winy jest tu miałkie, nieprzekonujące w większości przypadków aktorstwo (starania o stworzenie niesztampowej kreacji widać bodaj tylko u Doroty Kolak, choć scenariusz nie dawał jej na to jakichś wielkich szans). Żeby chociaż twórcy wyeksponowali bardzie zdjęcia naprawdę urokliwych terenów, na których kręcili „Uwierz w Mikołaja”, czyli Bielska – Białej, Goczałkowic czy okolic Milówki, zwłaszcza że za zdjęcia odpowiadał znakomity operator Jarosław Żamojda . A tak obawiam się, że w pamięci emocjonalnej widzów może pozostać jedynie wnerwienie nachalnym lokowaniem produktów.

Komentarze