I znowu „Znowu »Łut szczęścia«” *

27 listopada 2023 roku: kolejna premiera w Teatrze Telewizji w cyklu reaktywującym kultowy Teatr Sensacji Kobra. I znowu „powtórka z rozrywki”, znowu Przemysław Stippa, znowu „Znowu Łut Szczęścia” Janusza Jaxy, tym razem w reżyserii i według scenariusza Małgorzaty Kosturkiewicz. 

Przemysław Stippa i Weronika Humaj. Fot. Facebook/Teatr Telewizji TVP

Ta sztuka Lecha Pijanowskiego, skrywającego się pod pseudonimem Janusz Jaxa, gościła już w repertuarze Teatru Telewizji ponad 60 lat temu w reżyserii Janusza Morgensterna z Wiesławem Michnikowskim w roli głównej (był doskonały, bo to rola jakby stworzona specjalnie dla niego; spektakl wciąż jest do obejrzenia na TVP.VOD). I od razu powiedzieć trzeba, że nie jest to jakieś wybitne dzieło literackie, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tylko jej obszar sensacyjno – kryminalny.

Mamy w nim do czynienia z Londynem lat 60. ubiegłego wieku, a w każdym razie z wyobrażeniem o nim pisarza „zza żelaznej kurtyny”. W hoteliku „Rzym” należącym do Glorii Butt (Aleksandra Justa) zamieszkuje trójka lokatorów, w tym panna Mary White (Weronika Humaj), która pewnego dnia zgłasza się do poznanego wcześniej w restauracji, gdzie w przebraniu kelnera prowadził dochodzenie w sprawie domniemanego szantażysty, prywatnego detektywa Franka Venture (Przemysław Stippa), właściciela biura detektywistycznego „Łut Szczęścia”. Prosi go, by wykrył złodzieja jej drogocennych, pamiątkowych pereł. Jako potencjalnych sprawców wskazuje swoich współlokatorów: Harrego Blacka (Józef Pawłowski) i Williama Graya (Dawid Dziarkowski). Frank Venture podejmuje się zadania, choć zleceniodawczyni nie daje mu gwarancji zapłaty. Detektyw, jak zwykle, stosuje swoje swoje niebanalne metody dochodzenia do prawdy (tym razem jako hydraulik), by zdemaskować złoczyńcę. Rozwiązanie zagadki przynosi pewne zaskoczenie, choć – jak to mówią – szału nie ma. W sumie nic takiego, co uzasadniałoby potrzebę ponownej realizacji tej lekkiej, średnio zabawnej sztuczki „Znowu Łut Szczęścia”. Powstało kolejne przedstawienie, które nie ma raczej szans, by na dłużej pozostać w pamięci widzów. No, może jedynie rozbudowana, choć lekko ocierająca się o kicz scenografia Wojciecha Stefaniaka może się spodobać. I fajna muzyczka w wykonaniu Orkiestry Ludwika Sarskiego.

Co zaś się tyczy aktorstwa… Jeśli miałbym kogoś wyróżnić, to Aleksandrę Justę w roli wścibskiej i kostycznej, a w skrytości ducha spragnionej uczucia Glorii Butt i debiutującego w Teatrze TVP Dawida Dziarkowskiego, który grał Williama Graya bez zbędnego dystansu i przerysowania, nie czyniąc swojej postaci na siłę zabawną. Weronika Humaj i Józef Pawłowski, owszem, byli sympatyczni, ale niewiele ponadto. Jeśli zaś chodzi o Przemysława Stippę – powie ktoś, że jestem do niego uprzedzony, ale nie potrafię (to dla mnie swoista mission impossible) znaleźć artystycznych powodów, dla których ten aktor pojawia się niemal w co drugiej premierze Teatru Telewizji. Gdyby chociaż był starszy, to mógłby zagrać Franka Venture w konwencji safandułowatego fajtłapy, budzącego sympatię widza i wywołującego życzliwy uśmiech, o co raczej trudno, budując jednowymiarową postać: lękliwą, nieporadną, trochę zniewieściałą, samą siebie nazywającą „rozbrajającym idiotą”.

Podobała mi się natomiast owa namiastka prawdziwego teatru, gdy w końcówce transmitowanego na żywo ze studia TVP 3 Wrocław przedstawienia kamera pokazuje (niemal) wszystkich realizatorów, zatrzymując się w końcu na aktorach, którzy się kłaniają i – jak na premierę teatralną przystało – proszą „na scenę” reżyserkę, Małgorzatę Kosturkiewicz (też debiutantkę w Teatrze TVP). Bo dla mnie, jak dla Wisławy Szymborskiej, w teatrze ważny jest też „akt szósty”. 

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich", gdzie została opublikowana 29 listopada 2023 r. 


Komentarze