"Fanfik" - film o ludziach, nie o ideologii

 Gdyby z powodu jakiegoś niedopatrzenia czynników sprawczych film „Fanfik” powstał za państwowe pieniądze, miałby spore szanse, by trafić na półki jako niezgodny z linią partii rządzącej. A może przeciwnie: byłby wzorem na poparcie tezy głoszonej przez wodza tejże, który nieustannie – przy rechocie popleczników – powtarza swój prymitywny „żart” o osobie, która, która do godziny 17 jest Zosią, a po niej Władkiem. Na szczęście film w reżyserii Marty Karwowskiej powstał dla Netflixa i trafił doń i do widzów 17 maja 2023 roku.

Alin Szewczyk, Jan Cięciara i Krzysztof Oleksyn. Fot. Netflix

Trywializując rzecz opowiedzianą przez twórców filmu (scenariusz napisała reżyserka wspólnie z Grzegorzem Jaroszukiem) i sprowadzając ją do widzenia świata prezentowanego przez wspomnianego wyżej polityka „Fanfik” jest opowieścią o pewnej dziewczynie, która do imprezy u kolegi była Tosią, a w jej trakcie przemieniła się w Tośka i zażądała od wszystkich wokół używania wobec siebie męskich form gramatycznych. A mówiąc poważnie: jest to historia 17 - letniej dziewczyny, która od dłuższego czasu czuje się nieswojo w kobiecej skórze i stopniowo dochodzi do przekonania, iż jest osobą transpłciową. Wspomniana impreza u kolegi jest tylko punktem zwrotnym w jej życiu. Od tego momentu jest ona mniej nabuzowana i gburowata wobec środowiska, w tym także dla wychowującego ją samotnie ojca (dobra rola Dobromira Dymeckiego). Potrafi też zawalczyć o swoje w stosunkach z nauczycielami chociażby czy kolegami spod znaku macho, jak Maks grany przez Ignacego Lissa. Wsparciem okażą się dla niej nieheteronormatywni koledzy z klasy: Konrad (Krzysztof Oleksyn) i Leon (bardzo subtelna kreacja Jana Cięciary), a później także inni. Szkoda tylko, że Tosiek nie do końca rozumie, że inni, zwłaszcza ojciec, potrzebują czasu, by oswoić się z nową sytuacją, zrozumieć ją. Być może do głosu dochodzi tu egoizm, który wytyka głównemu bohaterowi jedna z koleżanek klasowych, Roksana (Agnieszka Rajda). I tu należą się słowa uznania dla scenarzystów, którzy osoby transpłciowe, „inne” (może dla niektórych gorsze, jak tytułowe fanfiki czyli pisane przez amatorów własne, nieoficjalne wersje uznanych, popularnych książek, gier czy filmów; tu tworzy je bohater/ka filmu) pokazują niejednostronnie jako jednostki pokrzywdzone przez los, wymagające od innych specjalnego, lepszego traktowania, pozbawione wad. Zdecydowanie gorzej jest w przypadku osób dorosłych, przede wszystkim nauczycieli ukazanych tu (dość stereotypowo) jako bezduszni i sfrustrowani gnębicieli uczniów, nie tylko tych „odstających od normy”. Śmiem twierdzić, jako osoba znająca dobrze realia oświaty polskiej (na szczęście już poza systemem), że takie osoby jak geografka i dyrektorka Jastrzębska (Anna Krotoska)nie zagrzałaby długo miejsca w szkole, zwłaszcza prywatnej, jaką jest liceum, do którego uczęszczają bohaterowie „Fanfika”. Taki na przykład ojciec Maksa (Adam Cywka)już by się o to postarał… Ale to taki realioznawczy szczegół, pewnie pokazany hiperbolicznie, by tym wyraziściej pokazać dramat osób transpłciowych, nieheteronormatywnych i generalnie „innych”.

Jan Cięciara i Alin Szewczyk. Fot. Netflix

„Fanfik” swoją „siłę rażenia” zawdzięcza Alinowi Szewczyk, osobie niebinarnej, która problemy opowiadane w filmie zna zapewne z własnego doświadczenia. W połączeniu z jego talentem aktorskim ta opowieść o odkrywaniu swojej tożsamości płciowej, charakterologicznej i społecznej, ale także o rodzącym się uczuciu, jest tak przekonująca, skłaniająca do refleksji i – dobrze by było – do rewizji dotychczasowych poglądów sporej części społeczeństwa nie tylko w Polsce, jak sądzę. By nikt, kto nie mieści się w utrwalonym ideologicznym stereotypie nie czuł się błędem czy porażką.

Szkoda, że „Fanfik” nie trafi na lekcje wychowawcze do polskiej szkoły (już rycerze i sygnaliści Czarnka i kuratorka Nowak o to zadbają). Byłby to znakomity asumpt do ciekawej i mądrej dyskusji z młodzieżą, która, niestety, musi się wciąż (podobnie jak jej nauczyciele) podporządkowywać restrykcyjnym rozporządzeniom i chorym obsesjom ministra od „kagańca oświaty”.





Komentarze