Wallenrod wiecznie żywy*

W przededniu 41. rocznicy wprowadzenia w Polsce stanu wojennego Telewizja Polska pokazała premierowe przedstawienie „Konrada Wallenroda” Adama Mickiewicza w reżyserii Jerzego Machowskiego. Ta koincydencja mogła u wielu wywołać skojarzenia z pewnym prokuratorem stanu wojennego, dziś zasiadającego w najwyższych gremiach sądowych, który rzekomo od wewnątrz miał rozwalać komunistyczny system.

Marek Barbasiewicz i Karol Pocheć. Fot. Jan Bogacz/TVP

Albowiem ta wydana w 1828 roku poetycka powieść Adama Mickiewicza jest właśnie o takiej postawie, która zakłada pozorną zdradę i podstęp dla osiągnięcia wyższych, jakże szlachetnych celów. Od nazwiska głównej postaci utworu nosi ona nazwę: wallenrodyzm. Bohaterem Mickiewiczowskiej opowieści jest tajemniczy Litwin, którego jako dziecko porwali Krzyżacy, zabiwszy uprzednio jego rodziców i złupiwszy rodzinne miasto. Chłopiec wychowywał się wśród zakonnych rycerzy, ale jego prawdziwym przyjacielem był Halban, litewski wajdelota, czyli poeta, śpiewak. To on wpoił Walterowi Alfowi (takie nazwisko nosił uprowadzony przez Krzyżaków młodzian) miłość do swojej prawdziwej ojczyzny i wzbudził chęć zemsty na najeźdźcach. Przedstawienie Teatru Telewizji rozpoczyna się sceną przybycia Waltera i Halbana na zamek księcia Kiejstuta (Dariusz Biskupski). Alf wyjawia mu swoją wiedzę o zakonie, ich sile militarnej, która wskazuje, że w przypadku zbrojnej konfrontacji Litwa nie ma szans na zwycięstwo. Pozostają więc inne metody na pokonanie wroga, czyli ów podstęp. Młody mężczyzna nie waha się zbyt długo, tym bardziej, że w międzyczasie stał się członkiem rodziny księcia Kiejstuta, przez poślubienie jego córki Aldony (Marta Żmuda Trzebiatowska). Już pod nazwiskiem Konrada Wallenroda pozyskuje zaufanie pozostałych zakonników, staje na ich czele i tak dowodzi armią zakonną, że ta sromotnie przegrywa z Litwą, dowodzoną w walce przez Witolda (Krzysztof Szczepaniak).

M.Barbasiewicz, K.Pocheć, K.Szczepaniak. Fot. Jan Bogacz/TVP

Adam Mickiewicz nie ukrywał, iż stosując tak zwany historyzm maski, pragnie pokazać (pod płaszczykiem historii z czasów średniowiecza i żyjącej w XIV wieku postaci wielkiego mistrza krzyżackiego Konrada von Wallenrode) swoim współczesnym, jak można, a czasem nawet należy walczyć z przeciwnikiem, którym w jego czasach byli zaborcy. Autor pierwszej w dziejach Teatru Telewizji inscenizacji Mickiewiczowskiego dzieła, Jerzy Machowski, mówił w przedpremierowych wypowiedziach, iż jego spektakl jest przedstawieniem z kluczem i odnosić się może do trwającej za naszą wschodnią granicą wojny Ukrainy z Rosją. Dotarcie do współczesnych widzów miała mu ułatwić stylizacja widowiska na średniowieczną opowieść rycerską, czy wręcz romans rycerski zakończony w adaptacji Machowskiego szczęśliwym powrotem głównych bohaterów na Litwę (Mickiewicz uśmierca Konrada i Aldonę). Miał ów spektakl pokazać, że nie zawsze zło trzeba dobrem zwyciężać, że są sytuacje, gdy jedynym skutecznym sposobem na przemoc i gwałt jest podstęp i zdrada, co może być przejawem głębokiego patriotyzmu. Jak mawiał Machiavelli: „Trzeba być lisem i lwem” lub jak pisał sam Mickiewicz w „Odzie do młodości”: „Gwałt niech się gwałtem odciska”.

Marta Żmuda Trzebiatowska, Edyta Januszewska i Alicja Karluk. Fot. Karina Szymczuk

Może i telewizyjny „Konrad Wallenrod” spełniłby oczekiwania reżysera, gdyby nie pewne przeszkadzające w odbiorze (przynajmniej piszącemu te słowa) skojarzenia. O jednym była już mowa, dwa kolejne związane są ze scenografią Aleksandry Redy i Klaudii Klimki, które zamek krzyżacki zbudowały na kształt słynnego „jednorożca”, dworca tramwajowego w centrum Łodzi, zaś klasztorna wieża, w której schroniła się Aldona przypomina drzwi obrotowe w wielkomiejskich galeriach handlowych. Niezamierzenie, jak mniemam, zabawnie to wygląda. Zdecydowanie ciekawiej wypadają zdjęcia Wojciecha Suleżyckiego, choć nadużywanie techniki ich „rozmydlania” czy też „przymglenia” może nużyć. Aktorsko dominuje w tym spektaklu Marek Barbasiewicz jako Halban. Dzięki jego wyrazistej grze przesłanie Mickiewiczowskiego tekstu staje się nośne także w obecnych czasach. Karol Pocheć w roli bohatera tytułowego jest w mojej ocenie zbyt płaczliwy i sprawia wrażenie ciągle pijanego lub naćpanego; wydaje się, że w rzeczywistości byłby łatwy do zdemaskowania. No, chyba że to sposób aktora na pokazanie wewnętrznego rozdarcia granego przez się bohatera?! Z ról kobiecych przykuwa uwagę Edyta Januszewska jako jedna z sióstr Aldony. Premierą „Konrada Wallenroda” Teatr TVP kończy celebrację Roku Romantyzmu Polskiego. Uff!

* Pierwodruk w "Teatrze dla Wszystkich" 13.12.2022 r.


Komentarze