Patriotyczna czytanka z błędami - "Marusarz. Tarzański orzeł" by Telewizja Polska

 
Premiera wyprodukowanego przez TVP filmu „Marusarz. Tatrzański orzeł” odbyła się 16 stycznia bieżącego roku. Prezes Jacek Kurski odtrąbił sukces wynikający z tego, że „misja i tożsamość” spotkała się z „wielką widownią”. Na prośby widzów film pokazano powtórnie i pewnie na tym „zamieszanie” wokół obrazu Marka Bukowskiego by się skończyło, gdyby nie… syn bohatera filmu, Piotr Marusarz.

 

Mateusz Janicki jako Stanisław Marusarz. Fot. TVP

W rozmowie z „Rzeczpospolitą” ten potomek legendarnego skoczka narciarskiego, mistrza olimpijskiego, wicemistrza świata w skokach narciarskich, a także trenera, propagatora sportu i podporucznika Armii Krajowej nie krył oburzenia faktem, iż twórcy filmu o jego ojcu nie kontaktowali się na żadnym etapie jego powstawania z rodziną Marusarzów. Zapewnia też, iż to pozwoliłoby to im (zwłaszcza autorom scenariusza: Maciejowi Dancewiczowi i Markowi Bukowskiemu) uniknięcia wielu nieścisłości, przeinaczeń i przekłamań, których Piotr Marusarz w trwającym niepełną godzinę filmie aż 20. Największy żal, jak się wydaje, ma o sposób pokazania w filmie swojej babci, pięknej, smukłej kobiety, którą malował Józef Mehoffer, a nie grubą, starą babką (a taką jest w tej roli Beata Schimscheiner). Równie niekorzystnie – jako brudną chatę pokazano dom rodzinny Marusarzów i nieprawdziwie pokazano, iż wybitny sportowiec wraz z żona mieszkał w niej z rodzicami (w istocie zamieszkiwali w willi wybudowanej przez jego dziadka ze strony matki). Nieprawdziwa jest też wypowiedź żony Stanisława, że jej dwaj bracia poszli do Legionów i z nich nie wrócili, bo w rzeczywistości Irena z Jezierskich Marusarzowa była jedynaczką. Niezgodna z prawdą jest też obecność filmowej małżonki skoczka (gra ją Olga Szostak) na balu noworocznym w Garmisch – Partenkirchen w 1966 roku. Odstępstwa od prawdy historycznej występują też w scenach składania przysięgi konspiracyjnej przez Helenę Marusarzównę (Marta Maria Wiśniewska) i ucieczki z więzienia Montelupich w Krakowie po usunięciu kraty w oknie przy pomocy… łyżki (sic!). Nie było tez brawurowej ucieczki Marusarza przed słowackim patrolem. natomiast znawcy techniki skoków zauważą też, iż niemożliwe jest, by Marusarz w 1966 roku skakał stylem V, który pojawił się na skoczniach wiele lat później w dodatku na nartach zjazdowych, a takie podnosi po skoku aktor grający głównego bohatera. Można by długo jeszcze kontynuować wyliczanie mniej lub bardziej poważnych wpadek realizatorów „Marusarza. Tatrzańskiego orła”.

Olga Szostak i Mateusz Janicki. Fot. TVP

I żadnym usprawiedliwieniem nie może być tu fakt, iż film ma charakter fabularny, a poszczególne wydarzenia twórcy mogą swobodnie interpretować i zmieniać, by narracyjnie wszystko grało. Skoro kręci się film stricte biograficzny, a nie tylko na kanwie życiorysu określonej postaci, to należałoby dochować wierności prawdzie. Tym bardziej, że wciąż żują ludzie wiedzący, jak było naprawdę i gotowi byliby służyć autorom wszechstronną pomocą i wskazówkami. Tymczasem Marek Bukowski, wyrastający na etatowego reżysera produkcji o charakterze patriotycznym w TVP (niedawno można było oglądać jego „Babilon. Raport o stanie wojennym”) nakręcił dzieło ze wszech miar gloryfikujące patriotyzm, bohaterstwo i postawy godne piedestału. Bez dbania o wierność faktom i choćby próbę pokazania psychologicznego portretu postaci w określonej, ekstremalnej rzeczywistości. Pod tym względem wyróżnia się jedynie postać volksdeutscha grana przez Roberta Czebotara. Natomiast Mateusz Janicki jako Stanisław Marusarz nie otrzymał od twórców tej bogoojczyźnianej czytanki z przesłaniem rodem z PRL-owskiego podręcznika materiału na stworzenie pełnokrwistej, a nie pomnikowej postaci. Szkoda, bo to aktor z ogromnym potencjałem, co udowodnił choćby kreacją w „Stuleciu Winnych”. Zaś dla realizatorów tego filmu (dostępnego na vod TVP) mam przesłanie wynikające z popularnej niegdyś anegdoty, w której Bóg mówi do malarza Jana Styki: Ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze.

Komentarze