Piąte "Lato w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza w Teatrze Telewizji*

Swoistym zwieńczeniem XVIII Konkursu Chopinowskiego była premiera w Teatrze Telewizji sztuki Jarosława Iwaszkiewicza „Lato w Nohant” w reżyserii Kingi Dębskiej pokazana 25 października 2021 roku, cztery dni po ogłoszeniu wyników zmagań pianistów z całego świata.

Marek Kossakowski (Chopin) i Katarzyna Herman (Sand). Fot. filmpolski.pl

Była to już piąta telewizyjna adaptacja tej, jak nazwał ją sam Jarosław Iwaszkiewicz, komedii w trzech aktach z 1936 roku. Pierwszym telewizyjnym Chopinem był w spektaklu Józefa Słotwińskiego sam Gustaw Holoubek, a w roli George Sand wystąpiła znakomita Antonina Gordon – Górecka. Potem dwukrotnie „Lato w Nohant” realizowała Olga Lipińska, raz Agnieszka Glińska. Kinga Dębska, reżyserka obecnej inscenizacji, znalazła się zatem w szacownym gronie wybitnych twórców teatralno – telewizyjnych.

Dębska nie pozbyła się historycznego sztafażu, w którego stworzeniu znacząco pomogły jej Katarzyna Filimoniuk (scenografka, która umiejętnie ożywiła naturalne wnętrza pałacu w Zaborowie) i Dorota Roqueplo, twórczyni stylowych kostiumów, która nawet Sand ubrała w krynoliny zamiast zwyczajowych bryczesów. Dzięki nim widz ma nieodparte odczucie przebywania w posiadłości francuskiej pisarki i przyjaciółki polskiego wybitnego kompozytora i pianisty w Nohant – Vic w latach 40. XIX wieku. Tym bardziej, że część akcji toczy się w plenerach. Przebywają tu także dzieci i wychowanica George Sand, jej kochanek i przyszły mąż, przyjaciel, uczennica i służący Chopina. W większości ludzie niepozbawieni ambicji i aspiracji, nie zawsze umiejętnie skrywanych namiętności i animozji, które w pewnym momencie wybuchają ze zwielokrotnioną siłą. To z tego powodu „Lato w Nohant” jest opowieścią o różnych obliczach miłości, zazdrości, a także porusza zagadnienie geniuszu, jego praw i powinności wobec innych. Niestety, skróty reżyserskie spowodowały, że nie wszystkie te zagadnienia wybrzmiały w odpowiednio mocny i poruszający sposób. Najwięcej w przedstawieniu Dębskiej mówi się o pieniądzach, które ktoś komuś pożycza, ktoś inny przegrywa w karty, a jeszcze inny nie oddał, choć powinien. Na szczęście zostały dwie bądź trzy sceny pokazujące prawdziwy charakterologiczny konflikt między postaciami. To pełne dramatyzmu rozmowy George Sand (Katarzyna Herman) z Solange (Agata Turkot) i Chopinem (Marek Kossakowski). 

Scena zbiorowa. Fot. Zuza Szamocka/TVP

Ma się zresztą wrażenie, że najważniejszym bohaterem spektaklu Kingi Dębskiej jest muzyka Fryderyka Chopina. Rozbrzmiewa ona przez niemal cały czas trwania przedstawienia (i to nie tylko sonata h – moll, którą Chopin skomponował w Nohant), nierzadko zagłuszając kwestie wypowiadane przez aktorów. Ci, jakby tego świadomi nie starają się nawet o stworzenie kreacji aktorskich, które zapadłyby w pamięć widza bądź choćby tylko go poruszyły. Chopin w interpretacji Kossakowskiego jest głównie małostkowym histerycznym egocentrykiem, pogubionym w zwyczajnym życiu, które zdaje się tłamsić jego geniusz twórczy; George Sand pokazana przez Herman to zmęczona życiem kobieta, altruistka poświęcająca się dla innych. Aktorstwo pozostałych wykonawców też nie budzi zachwytu, jest bardzo letnie (no, może poza chwilami emocji w grze Agaty Turkot i Cezarego Kołacza w roli Teodora Rousseau), czasami denerwująco zmanierowane (Marcin Bosak jako Wodziński).

Brak szczególnych doznań podczas oglądania najnowszej telewizyjnej adaptacji „Lata w Nohant” rodzi pytanie – po co ona w ogóle powstała, skoro nie wnosi niczego odkrywczego, bądź tylko nowego w odczytaniu sztuki Iwaszkiewicza a i aktorsko nie powala? 

*Tekst powstał dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam został opublikowany pierwotnie pod tytułem "Po co nam takie >>Lato w Nohant?<<" w dniu 26.10.2021 roku.

 

Komentarze