Homofobia wiecznie żywa - "Hiacynt" Piotra Domalewskiego na Netflixie

 „Hiacynt”, nowy film Piotra Domalewskiego („Cicha noc”, „Jak najdalej stąd”), mimo iż rozgrywa się w połowie lat 80. minionego stulecia wyjątkowo boleśnie wpisuje się w atmosferę obecnego czasu w naszym kraju. Od 13 października 2021 roku można go oglądać na Netflixie.

Tomasz Ziętek jako Robert Mrozowski. Fot. Bartosz Mrozowski/Netflix

U podłoża scenariusza napisanego przez Marcina Ciastonia legła przeprowadzona w latach 1985 – 1987, zakrojona na szeroką skalę akcja Milicji Obywatelskiej, którą poparł ówczesny minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak, skierowana przeciwko środowiskom homoseksualnym. Pretekstem była walka z prostytucją i zagrożeniem chorobą AIDS oraz rzekomą kryminogennością tego środowiska. Milicjanci inwigilowali głównie środowisko gejowskie, zatrzymując nieheteronormatywnych mężczyzn, przesłuchując ich (w trakcie przesłuchań padały pytania o liczbę kochanków, ulubione pozycje seksualne) i sporządzając protokoły, które następnie trafiały do tak zwanych „różowych teczek”, mogących służyć do szantażowania znanych postaci lub zmuszania ich do współpracy ze służbami specjalnymi (tak jak to było w przypadku filmowego profesora Jerzego Kettlera, granego przez Adama Cywkę). Szacuje się, że wspomnianych teczek powstało podczas akcji o kryptonimie Hiacynt około 11 tysięcy, wiele z nich do dzisiaj nie zostało odnalezionych. Dla urozmaicenia akcji filmu scenarzysta wplótł wątek kryminalny: seryjnego mordercę przedstawicieli środowiska gejowskiego. Wątek zdecydowanie najsłabszy, niekonieczny dla całości filmu, momentami niejasny i chyba dla samego reżysera nie najważniejszy, bo dość szybko przeniesiony na dalszy plan, jakby porzucony.

Piotr Trojan, Tomasz Ziętek i Tomasz Schuchardt. Fot. Bartosz Mrozowski/Netflix

Zdecydowanie ciekawszy jest ten dotyczący Roberta Mrozowskiego, młodego milicjanta jednej ze stołecznych komend, dla którego rozwiązanie sprawy morderstw ma stanowić kolejny szczebel w rozpoczynającej się karierze. Stąd jego zaangażowanie, przeniknięcie w środowisko gejów, nawiązanie bliskiej znajomości z informatorem, Arkiem Krajewskim (młodzieńczo autentyczny Hubert Miłkowski). Dość szybko Robert orientuje się, że cel akcji jest zgoła inny niż podają to przełożeni i w który wierzy jego starszy milicyjny partner Wojtek Nogaś (świetnie zagrany przez Tomasza Schuchardta). Dlatego też po oficjalnym zamknięciu dochodzenia młody milicjant drąży sprawę dalej, wierząc, że doprowadzi do jej rzetelnego i prawdziwego wyjaśnienia. W jakimś stopniu kieruje nim także chęć udowodnienia innym, iż może w zawodzie milicjanta osiągnąć coś sam bez protekcji ojca i jednocześnie przełożonego, pułkownika Edwarda Mrozowskiego (Marek Kalita). To zaangażowanie wpływa też diametralnie nie tylko na życie zawodowe, ale także – a może przede wszystkim - na osobiste Roberta Mrozowskiego, doprowadzając nawet do rewizji tożsamości erotycznej młodego mężczyzny. Grający go Tomasz Ziętek wznosi się w tej roli na wyżyny aktorstwa. Jest wiarygodny w każdym geście, spojrzeniu, reakcji. A już kompletnie powala w scenie  przesłuchania Arka…

Dobrych ról w filmie Piotra Domalewskiego jest zresztą przynajmniej kilka, zwłaszcza na drugim planie. Nie sposób nie docenić Agnieszki Suchory, która z niewielkiej rólki matki Roberta tworzy za pomocą kilku spojrzeń i mimiki prawdziwą perełkę aktorską; nieodgadniony jest Tadeusz w interpretacji Tomasza Włosoka; przeraźliwie prawdziwie Kamila gra Piotr Trojan (przy okazji jego wątku przypomniano znakomitą aktorkę Elżbietę Kępińską w roli babci).

Hubert Miłkowski, Marek Kalita i Tomasz Ziętek. Fot. Bartosz Mrozowski/Netflix

Mroczną atmosferę „Hiacynta” tworzą rewelacyjne zdjęcia Piotra Sobocińskiego jr. współgrające z wewnętrznym rozdarciem głównego bohatera, a także oddające ponurość tamtych czasów. Dobrą robotę wykonały też Jagna Janicka (scenografia) i Anna Rymarz (dekoracja wnętrz). Paradoksalnie można by powiedzieć, że najsłabszym ogniwem najnowszego filmu Domalewskiego jest scenariusz… nagrodzony na ostatnim festiwalu filmowym w Gdyni. Najmocniej wybrzmiewa w nim zdanie wypowiedziane przez jednego z bohaterów - gejów: „Trzeba wyjechać z tego kraju. Nieważne gdzie. Tutaj nie da się żyć”. Najmocniej i wciąż niezwykle aktualnie w kraju, gdzie homofonia ma się coraz lepiej, a niektóre osoby piastujące wysokie w nim stanowiska odmawiają osobom homoseksualnym człowieczeństwa.

Komentarze