Kultura czasu kwarantanny: "+1" z Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku


Wprawdzie okrojony, ale dobrze, że monodram „+1” w wykonaniu Sebastiana Świerszcza trafił 25 kwietnia 2020 roku do szerokiej grupy teatromanów dzięki nagraniu i internetowej prezentacji on-line.
 
Sebastian Świerszcz. Fot. Magda Tramer/Nowy Teatr w Słupsku
Piszę okrojony, bo jeśli wierzyć opisowi przedstawienia na stronie internetowej Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku, na którego Małej Scenie monodram autorstwa Jewgienija Griszkowca został zrealizowany, powinien on trwać 80 minut. Tymczasem nagranie zaprezentowane w Internecie trwało minut zaledwie 40. Można by zatem powiedzieć „+1”, ale „- 40”. Nie można na nim zobaczyć m.in. szeroko opisywanego w popremierowych (premiera miała miejsce 13 maja 2016 r.) recenzjach specjalnego sposobu wpuszczania publiczności na widownię przez nadzorcę galerii, czytającego „Iliadę” tudzież bohatera opuszczającego miejsce akcji  na rowerze. To z tych opisów można się dowiedzieć, ze bohaterem „+1” jest zwykły człowiek, jakich wielu spotykamy w muzeach czy galeriach zatrudnionych tam do pilnowania dzieł sztuki. A tu mamy takie obrazy, jak „Lekcja anatomii doktora Tulpa” Rembrandta, „Pełzająca śmierć” Beksińskiego czy „Płacząca kobieta” Picassa (wszystkie oczywiście jako kopie oryginałów). Nagranie rozpoczyna się w momencie, gdy ów strażnik zamyka drzwi galerii i wyznaje: „Nikt mnie nie zna”. Tak rozpoczyna się monodram Jewgienija Griszkowca, znanego z takich utworów granych w polskich teatrach, jak „Jednocześnie” czy „Jak zjadłem psa”. Tłumaczenia i adaptacji dokonał Tomasz Leszczyński, który jest jednocześnie reżyserem spektaklu. Powstał on w ramach projektu „Noffy Teatr”, w ramach którego artyści niezależni czy wręcz offowi mogli na deskach słupskiego teatru prezentować swoje przedsięwzięcia. Leszczyński zaprosił do współpracy Sebastiana Świerszcza, etatowego aktora Teatru Współczesnego w Warszawie, artystę, który zaliczył co prawda udział w tak popularnych serialach, jak „Barwy szczęścia” czy „Ranczo”, ale nie w rolach głównych, które by spowodowały się opatrzenie jego twarzy. Toteż tutaj jako „przeciętny człowiek” jest jak najbardziej na miejscu. 
 
Sebastian Świerszcz. Fot. Magda Tramer/Nowy Teatr w Słupsku
Także i problemy towarzyszące postaci granej przez Świerszcza nie są obce wielu tak zwanym zwykłym ludziom, który przecież jednak dla samego siebie są kimś wyjątkowym, odrębnym, taki właśnie „+1” w stosunku do całej siedmiomiliardowej ludzkości. Tym bardziej, że – jak twierdzi – nikt go nie zna, a i on sam nie potrafi znaleźć słów, by siebie opisać. Wydaje mu się, że jest nieprzenikalny, a jednocześnie targa nim strach przed spotkaniami z ludźmi, nawet tymi, których znał w latach szkolnych i do których czuł głębsze uczucie, bądź chwilowe zauroczenie. Niepokoi się, co o nim pomyślą. Dlatego pewnie tęskni za dzieciństwem i sobą z tamtych lat, gdy wszystko wydawało się prostsze i bardziej oczywiste. Sebastian Świerszcz bardzo minimalnymi, ale przekonującymi środkami aktorskimi oddaje lęki i niepokoje granego przez siebie trzydziestolatka. Aktor świetnie daje sobie radę także w „ogrywaniu” nie zawsze posłusznej techniki wykorzystanej w spektaklu. Jego największym jednak osiągnięciem jest to, że potrafi utrzymać skupienie widza na sobie, swoim bohaterze i wypowiadanym tekście, co nie wszystkim aktorom mierzącym się z monodramem się udaje. A dodajmy, że tekst ten do najłatwiejszych nie należy, tym większe słowa uznania należą się duetowi: Tomasz Leszczyński i Sebastian Świerszcz. Ich wspólne przedsięwzięcie zostało cztery lata temu wyróżnione na 14. Ogólnopolskim Przeglądzie Monodramu Współczesnego w Warszawie.

Komentarze