Kultura czasu kwarantanny: Michele Morrone w Kulturalnej Strefie Live!


W czasie kulturalnej posuchy wywołanej zamknięciem placówek na co dzień zajmujących się propagowaniem kultury i sztuki „na żywo”, ożywiły się wszelkie podmioty organizujące wydarzenia kulturalne wszelkiej maści on-line. Kolejne z nich odbyło się ostatniego dnia marca, a organizatorem była Agora Muzyka.
 
Michele Morrone live. Fot. K.Krzak
Bohaterem tego spotkania – koncertu był niespełna 30 – letni model, aktor i – tak by to trzeba było nazwać – piosenkarz, Michele Morrone. Bożyszczem Polski, a przynajmniej żeńskiej części naszego kraju stał się on w lutym bieżącego roku, gdy na ekrany kin wszedł erotyczny film „365 dni” na podstawie podobno skandalizującej powieści Blanki Lipińskiej. Morrone zagrał tam główną rolę męską, niejakiego Massimo Torricelliego, szefa sycylijskiej rodziny mafijnej. Porywa on piękną Polkę, Laurę Biel (Anna Maria Sieklucka) i daje jej rok, by go pokochała. Nie wiem, jak Morrone wywiązał się ze swego zadania aktorskiego (filmum nie oglądał), jestem natomiast przekonany, że Polki pokochały przystojnego Włocha i jego ciało pewnie już w połowie seansu. A on stał się idolem naszej kobiecej publiczności. Idąc za ciosem Agora S.A. wydała natychmiast płytę „Dark Room” z dziesięcioma piosenkami śpiewanymi przez Michele Morrone (pracowali nad nią m.in. Patryk Kumór i Dominik Buczkowski – Wojtaszek, stojący za sukcesami takich gwiazd, jak Viki Gabor i Roksana Węgiel). Premiera krążka odbyła się – jakże by inaczej – w Dzień Zakochanych, czyli 14 lutego. Morrone rozpoczął nawet koncerty po naszym kraju, ale dość szybko zostały one przerwane przez wirus w koronie (podobno trasa koncertowa ma być kontynuowana w maju, są już nawet wyznaczone terminy występów we Wrocławiu i Gdańsku). 
 
Michele Morrone. Fot.Agora
Sądzić by więc należało, że koncert live z rzymskiego mieszkania artysty będzie przynajmniej namiastką tego, czego pozbawiła epidemia miłośników talentu Michele Morrone. Tymczasem było to – przynajmniej dla piszącego te słowa – najbardziej traumatyczne przeżycie ostatnich czasów wywołane kontaktem ze sztuką, a w każdym razie czymś, co sztuką chciałoby być. Tymczasem mężczyzna stwarzający wrażenie piosenkarza wykonał zaledwie trzy utwory, w tym „Feel it”, która znalazła się na ścieżce dźwiękowej erotyka, w którym wystąpił. Była też piosenka „Dad” na zakończenie występu. Drugiej nie udało mi się zidentyfikować, bowiem łączenie nieustannie się zacinało – pewnie w wyniku masowego wysyłania do artysty serduszek przez niezawodne polskie wielbicielki, które w komentarzach zapewniały o swoim uwielbieniu i oczekiwaniu go w naszym pięknym kraju*. Morrone nie pozostawał dłużny – zapewniał o swojej tęsknocie za Polską, mówił, która kocha, podobnie, jak i Agorę S.A., która zdecydowała się na wydanie jego płyty i zaprosiła go do tego koncertu live. Wyrazy wdzięczności Włoch powtórzył przynajmniej dwukrotnie, w przerwie między piosenkami wykonanymi do prawie niesłyszanego przez odbiorcę playbacku i próbami odczytania postów, które na bieżąco ukazywały się przy „tnącym się” obrazie transmisji. Ich odczytanie w naszym rodzimym języku również okazało się zadaniem trudnym, by nie powiedzieć niewykonalnym dla nowego włoskiego idola w kraju nad Wisłą, który na zakończenie wezwał wszystkich do pozostania w domu z wiadomych przyczyn.
Michele Morrone w moim laptopie. Fot. K.Krzak
Kolejnym artystą, który pojawi się w #Kulturalnejstrefielive będzie 1 kwietnia 2020 roku nasz rodzimy gwiazdor Andrzej Piaseczny.

*Tą piosenką był utwór „Rain In the heart”, co odkryłem po wielokrotnych próbach porównawczych z płytą “Dark Room” znalezioną na Spotify


Komentarze