Raczej duecik niż duet - walentynkowa premiera w Teatrze Telewizji
Oskarżana o sianie
hejtu Telewizja Polska próbuje wszelkimi sposobami udowodnić, że jest wprost
przeciwnie. A to ad hoc zorganizuje koncert „Walentynki z królami disco”
(czytaj: z muzyką narodową, czyli disco polo), a to w Teatrze Telewizji pokaże
spektakl z miłością w tytule…
Autorką widowiska
„Duet, czyli recepta na miłość” jest Magdalena
Wołłejko, aktorka, młodsza córka niezapomnianego Czesława Wołłejki. Nie
jest to jej debiut dramaturgiczny. Na początku XXI wieku w Teatrze Syrena w
Warszawie dużą popularnością cieszyły się dwie części jej „Klubu
hipochondryków” napisanego pod pseudonimem Meggie W. Wrightt wyreżyserowane
przez Wojciecha Malajkata (w głównych rolach wystąpili wtedy: sama Wołłejkówna
i jej ówczesny partner życiowy Piotr Polk). W przypadku „Duetu” Magdalena
Wołłejko ograniczyła się do napisania scenariusza. Reżyserii podjął się Adam Sajnuk znany z wielu znakomitych
realizacji, m.in. „Garderobianego” w Teatrze Narodowym z Januszem Gajosem i
Janem Englertem w rolach głównych.
Tekst tego duodramu
(bardziej estradowego niż dramatycznego) dowodzi każdym zdaniem, że nie jest
prostą rzeczą napisać coś świeżego, oryginalnego o miłości. Toteż autorka
stworzyła dość banalną historię o „kobiecie z przeszłością, mężczyźnie po
przejściach”, jak pisała w jednej ze swoich piosenek Agnieszka Osiecka. Schemat
ich znajomości i rodzącego się uczucia widzowie komedii romantycznych znają już
zapewne na pamięć. Oto Anka i Daniel (dziennikarka i weterynarz) zrządzeniem
losu zostają właścicielami sąsiadujących ze sobą domków. Każde z nich jest
świeżo po zakończeniu poprzedniego związku i przechowuje w sobie bolesne doznania
z tym związane. To właśnie, wraz z przyzwyczajeniami i nawykami (ona na
przykład co wieczór mówi swojej śwince morskiej „Kocham cię”, on nie lubi
słodkiego wina), powoduje, iż nie mają oni ochoty na wchodzenie w nowe bliższe
relacje. Jak łatwo się domyślić, między kobietą i mężczyzną zaczyna się jednak
z czasem rodzić uczucie. Ba, okazuje się, że Anka i Daniel są wręcz dla siebie
stworzeni.
A wszystko to opowiedziane ogromną ilością frazesów (na przykład, że
między kobietą i mężczyzną najpierw musi zaiskrzyć albo że lepszy jest kontakt
osobisty niż poprzez portale randkowe i społecznościowe) i dialogami silącymi
się na lekkość i dowcip, a ich kwintesencją wydaje się być opowiadany przez
Daniela stary dowcip o staruszce z papugą. Ma się wrażenie, że „Duet” w
zasadzie powstał tylko po to, by można wykorzystać - po raz nie wiadomo który -
piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Na szczęście tylko we fragmentach
i w nowych aranżacjach Michała Lamży,
który wraz z Szymonem Linette, Wojciechem Gumińskim i Konradem Wantrychem na
żywo akompaniował aktorom. To właśnie strona muzyczno – wokalna sprawia, że „Duetu,
czyli recepty na miłość” nie można potępiać w czambuł. Że Emilia Komarnicka – Klynstra świetnie śpiewa było wiadomo od czasu
jej udziału w programie „Twoja twarz brzmi znajomo”, ale że Wojciech Solarz radzi sobie niezgorzej –
tego nie wiedziałem.
O dekoracje i kostiumy
zadbała Katarzyna Adamczyk. Były fajne. Kolorowe!
Komentarze
Prześlij komentarz