Awantura o krzesła, czyli Alberto Amati na stojąco


Alberto Amati, piosenkarz włoskiego pochodzenia, podbił serca mieszkańców Ostrowca Świętokrzyskiego (i nie tylko), gdy w ostatnim dniu wakacji A.D.2019 zaśpiewał na Stadionie Miejskim.
 
Alberto Amati w Ostrowcu Świętokrzyskim. Fot. K.Krzak
Mało znany do tamtego czasu w mieście nad Kamienną sympatyczny, pochodzący z Rawenny artysty z miejsca, czyli w zasadzie już pierwszą wykonaną piosenką zachęcił licznie zgromadzoną publiczność (czy publikę, jak zwykł mawiać niejaki Michał Szpak) do wspólnej zabawy. Z każdym kolejnym nieśmiertelnym włoskim coverom liczba ludzi zasiadających na stadionowych trybunach topniała, powiększało się natomiast grono chętnych do wspólnego z artystą śpiewania i – oczywiście – tańczenia. Trudno bowiem utrzymać na wodzy nogi, gdy słyszy się tak melodyjne i rytmiczne hity, jak „Azzurro”, „Susanna”, „Felicità”, „Ci sarà” „Tornerò”, „Lasciatemi cantare”, „Mamma Maria”, „Volare” i wielu innych. Zabawa na płycie stadionowej trwała w najlepsze przez prawie dwie godziny, a publiczność domagała się wciąż kolejnych piosenek. Alberto Amati chętnie spełniał życzenia słuchaczy i do dziś sierpniowy koncert w Ostrowcu Świętokrzyskim wspomina z rozrzewnieniem, doceniając postawę tutejszej publiczności. 
Alberto Amati z publicznością. Fot. K.Krzak
Trudno się więc dziwić, że organizatorzy tamtego koncertu, czyli Miejskie Centrum Kultury, postanowiło ponownie zaprosić Alberta Amati, tym razem w okolicach Dnia Zakochanych. Bo czyż ktoś bardziej kojarzy się z miłością niż Włoch i włoska piosenka? Luty, nawet taki jak tegoroczny: bez śniegu i mrozu, nie sprzyja jednak imprezom plenerowym. Toteż miejscem koncertu włoskiego piosenkarza od 12 lat zadomowionego w Polsce uczyniono salę multimedialną w reprezentacyjnym obiekcie miasta, czyli Ostrowieckiego Browaru Kultury. Wstęp był darmowy. Przewidując atmosferę imprezy zbliżoną przynajmniej do tej z sierpnia, postanowiono, iż nie będzie miejsc siedzących; zakładano, że przychodząc na koncert Walentynowy (czyli najczęściej we dwoje) ludzie będą chcieli sobie potańczyć. I tak się rzeczywiście stało, bowiem Amati, mówiący „rozbrajającą” polszczyzną,  jest mistrzem organizowania dobrej zabawy, a publiczność chętnie korzysta z jego zaproszenia do zabawy. 
Alberto Amati na scenie i na plakacie. Fot. K.Krzak
Zanim jednak do tego doszło organizatorzy musieli się zmierzyć z falą oburzenia wywołaną właśnie brakiem miejsc siedzących. Prym wiodły tu dziarskie starsze panie i ich towarzysze, którym bliska jest raczej konwencja „Zenek w filharmonii”, czyli muzyka taneczna w wygodnych pluszowych fotelach. Nie mogąc się pogodzić z ustaleniami organizatorów, państwo ci ruszyli po dostępne w Ostrowieckim Browarze Kultury krzesła, zabierając nawet barowe stołki z sąsiedniej kawiarni Zmiana Klimatu. Ze zdobyczą starsi państwo wracali na miejsce koncertu i usadawiali się pod ścianami. I tu dochodziło do kolejnego konfliktu interesów, bowiem zgodnie z przewidywaniami organizatorów większość stanowili ci, którzy już przy pierwszej piosence ruszyli na parkiet i tańczyli w rytm kolejnych przebojów śpiewanych przez utalentowanego Alberta. Tym samym zasłaniali siedzącym widok przystojnego Włocha. Zaczęły się więc wołania o odsłonięcie widoku. W odpowiedzi pojawiały się sugestie, by siedzący przestawili sobie krzesła bliżej sceny. Na szczęście sam Alberto Amati często udawał się do publiczności, tańcząc z tańczącymi. Wtedy siedzący mieli go na wyciągnięcie ręki. W ten sposób rodził się swego rodzaju kompromis. A wszystkim malkontentom należy przypomnieć, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Organizatorzy zapewne następnym razem informację o koncercie „na stojąco” umieszczą na plakacie wcześniej niż przed samą imprezą. Osobiście nie wyobrażam sobie koncertu tego energetycznego piosenkarza bez wspólnego z nim śpiewania i choćby podrygiwania w rytm italo disco.

Komentarze