Witkacy dla każdego - "W małym dworku" w Teatrze Telewizji


Nazwisko Jana Englerta jako reżysera stało się już jakiś czas temu gwarantem udanego wieczoru teatralnego, także tego przed ekranem telewizora. Nie inaczej było z ostatnią premierą sygnowaną nazwiskiem tego aktora i dyrektora Teatru Narodowego w Warszawie.
 
Scena zbiorowa. Fot. Stanisław Loba/TVP
Premiera dramatu Stanisława Ignacego Witkiewicza „W małym dworku” odbyła się w Teatrze Telewizji jeszcze w ubiegłym roku (9 grudnia 2019 r.), ale dla tych, którzy z jakichś względów nie mogli tego wieczoru oglądać spektaklu, jest on dostępny na VOD TVP. 

Ta jedna z najczęściej wystawianych sztuk Witkacego powstała w 1921 roku (ostatnią scenę autor dopisał 4 lata później), a już w 1923 roku wystawiono ją w Teatrze Miejskim w Toruniu. Utwór „W małym dworku” uznawany  jest przez Witkacologów za bardzo nietypowy w dorobku twórczym autora „Szewców”. Nie podejmuje on w nim bowiem dyskusji na żaden z interesujących go problemów natury filozoficznej czy egzystencjalnej; można jedynie odnaleźć w nim odniesienia do zagadnienia prawdy, tak mocno obecnego w dziełach Henryka Ibsena czy Strindbergowskiej nowoczesności. W sposób najbardziej oczywisty „W małym dworku” stanowi swoistą polemikę z cieszącym się ogromnym powodzeniem w latach 20. poprzedniego wieku dramatem Tadeusza Rittnera „W małym domku”. Stanisław Ignacy Witkiewicz, twórca koncepcji artystycznej Czystej Formy w parodystycznej formie odniósł się do tamtego stricte realistycznego dramatu mieszczańskiego. 
 
Jan Englert, reżyser i Diapanazy Nibek. Fot. Stanisław Loba/TVP
Akcja dramatu Witkacego rozgrywa się w majątku Kozłowice w powiecie sandomierskim. Jego właściciel Diapanazy Nibek (w spektaklu Teatru TV gra go sam Jan Englert) właśnie pochował swoją wiarołomną żonę Anastazję, którą za wielokrotną zdradę z niespełnionym poetą Jęzorym Pasiukowskim (Przemysław Stippa) on sam zastrzelił. Tak przynajmniej utrzymuje Nibek. Kiedy podczas seansu spirytystycznego jego córki, Zosia i Amelka (Michalina Łabacz i Paulina Szostak), wywołują ducha swojej matki, widmo Anastazji Nibek (demoniczna i jednocześnie pociągająca w interpretacji Beaty Ścibakówny) wyznaje, iż prawda o jej śmierci i romansowych występkach była zgoła inna: zmarła na raka wątroby, a jej kochankiem był biuralista Ignacy Kozdroń, jedyny spośród mieszkańców i bywalców Kozłowic, który boi się ducha Anastazji; (genialny w tej roli Jan Frycz, obdarzony niezwykle plastyczną twarzą i vis comica połączoną z dramatyzmem). Przy okazji widmo Anastazji Nibek, pijące kawę i wiśniówkę, a także popalające cygara, wygłasza kilka poglądów na temat ludzkości, ot, choćby takich, że Widma mają honor, którego nie mają żyjący ludzie, a artyści są do widm podobni, bo nie kłamią. Dlatego też duch matki nakazuje swoim córkom wypicie trucizny, co pozwoli im się przenieść do lepszego świata.
 
Jan Frycz, znakomity w roli Ignacego Kozdronia. Fot. Stanisłw Loba/TVP
Jan Englert, podobnie jak w innych reżyserowanych przez siebie przedstawieniach, z ogromnym pietyzmem odnosi się do tekstu napisanego przez autora. Tak samo jest w spektaklu „W małym dworku”. Wybrzmiewają tu wszystkie charakterystyczne dla stylu Witkacego słowne neologizmy, jak choćby te wypowiadane przez gajowego Maszejkę (Oskar Hamerski) o odborsuczeniu suk. Doskonałych interpretatorów postaci Witkacowskich znalazł Englert – poza jednym wyjątkiem – w kierowanym przez siebie Teatrze Narodowym (brawa należą się rewelacyjnej Ewie Konstancji Bułhak za charakterystyczny epizod służącej Urszuli Stęchło). Dobrym pomysłem było też zrealizowanie sztuki w naturalnych wnętrzach i plenerach, które świetnie sfotografowane przez Piotra Wojtowicza i opatrzone klimatyczną muzyką przez Piotra Mossa stanowią kompleksową całość przemawiającą nawet do widzów, którzy na co dzień nie są fanami twórczości Witkacego.

Komentarze