Każdy może być wariatem - "Inkarno" Kazimierza Brandysa w Teatrze Telewizji


Kazimierz Brandys mierzył się z rzeczywistością pokazaną w „Inkarno” dwukrotnie, natomiast Lena Frankiewicz na przestrzeni roku po raz drugi sięgnęła po twórczość tego zapomnianego nieco dzisiaj pisarza i dramaturga. 
 
"Inkarno" - scena zbiorowa. Fot. Stanisław Loba/TVP
Podobnie jak w przypadku wysoko ocenionego przez krytykę przedstawienia w Teatrze Narodowym „Jak być kochaną”, tak i  w przypadku omawianego spektaklu Teatru Telewizji autorką adaptacji twórczości Brandysa jest Małgorzata Maciejewska (wykorzystała do scenariusza zarówno dramatyczną, jak i prozatorską wersję „Inkarno”). Kazimierz Brandys nazwał swój utwór komedią kryminalną i nie naszpikował go filozoficznymi czy psychologicznymi mądrościami, co bynajmniej nie znaczy, iż nie ma ich wcale. Czyż niczego nie mówi o kondycji człowieka stwierdzenie Pacjenta Starszego (Jerzy Łapiński): „Naprawdę chorzy są tam, poza kliniką”, zważywszy, iż wypowiada je człowiek leczący się w zakładzie psychiatrycznym.
 
W.Gorodeckaja, J.Englert i K.Zarzecki. Fot. Stanisław Loba/TVP
Tam bowiem umieścił Kazimierz Brandys akcję „Inkarna”. Termin ten oznacza nową metodę leczenia psychonerwic, którą opracował i wdraża Profesor przy pomocy swojego personelu, nie w każdym przypadku, jak choćby Asystent grany przez Dobromira Dymeckiego, przekonanego do jej założeń. Wątek sensacyjny to wiadomość o ucieczce seryjnego zabójcy kobiet, niejakiego Matyasa, który może pojawić się w każdym miejscu w dowolnym momencie. I wtedy właśnie w Klinice Leczenia Nerwic Profesora (tego kabotyna i cynika świetnie gra Jan Englert) pojawia się niespodziewanie nowy pacjent Anatol (Krzysztof Zarzecki), którego twarz kogoś niektórym przypomina… Wszyscy, łącznie z oddaną idei Profesora doktor Małgorzatą (bardzo przekonująca w tej roli Wiktoria Gorodeckaja) są przekonani, że oto mają do czynienia z wielokrotnym mordercą. Tym bardziej, że po piętach depcze mu tajemniczy Elegancki Pan rodem z milicji (niezawodny jak zawsze Jan Frycz). A jakie zainteresowanie budzi przybysz wśród pacjentów tego domu wariatów! Wszystko wydaje się zmierzać do przewidywalnego finału. A jednak widza czeka zaskakujące qui pro quo.
 
Wiktoria Gorodeckaja i Krzysztof zarzecki. Fot. Stanisław Loba/TVP
„Inkarno” w reżyserii Leny Frankiewicz, która obsadziła się niejako przy okazji w epizodycznej roli dziennikarki, to także przedstawienie, którego dobrze się słucha. A to za sprawą świetnej jazzowej ścieżki dźwiękowej skomponowanej przez Michała Tokaja i Piotra Wojtasika. Wraz ze scenografią stworzoną przez Joannę Kaczyńską w naturalnych wnętrzach starego szpitala w podwarszawskich Ząbkach tworzy ona niesamowity klimat świata osób psychicznie chorych i ich zdrowych (przynajmniej z pozoru) opiekunów. Czarny humor utworu Kazimierza Brandysa wydobywają natomiast aktorzy obsadzeni w rolach pacjentów z Arkadiuszem Janiczkiem na czele. Premierowo „Inkarno” można było obejrzeć w Teatrze Telewizji 27 stycznia 2020 roku.

Komentarze