Każdy może być wariatem - "Inkarno" Kazimierza Brandysa w Teatrze Telewizji
Kazimierz
Brandys mierzył się z rzeczywistością pokazaną w „Inkarno” dwukrotnie,
natomiast Lena Frankiewicz na przestrzeni roku po raz drugi sięgnęła po
twórczość tego zapomnianego nieco dzisiaj pisarza i dramaturga.
Podobnie jak w
przypadku wysoko ocenionego przez krytykę przedstawienia w Teatrze Narodowym
„Jak być kochaną”, tak i w przypadku
omawianego spektaklu Teatru Telewizji autorką adaptacji twórczości Brandysa
jest Małgorzata Maciejewska
(wykorzystała do scenariusza zarówno dramatyczną, jak i prozatorską wersję
„Inkarno”). Kazimierz Brandys nazwał
swój utwór komedią kryminalną i nie naszpikował go filozoficznymi czy
psychologicznymi mądrościami, co bynajmniej nie znaczy, iż nie ma ich wcale.
Czyż niczego nie mówi o kondycji człowieka stwierdzenie Pacjenta Starszego (Jerzy Łapiński): „Naprawdę chorzy są tam,
poza kliniką”, zważywszy, iż wypowiada je człowiek leczący się w zakładzie
psychiatrycznym.
Tam bowiem umieścił
Kazimierz Brandys akcję „Inkarna”. Termin ten oznacza nową metodę leczenia
psychonerwic, którą opracował i wdraża Profesor przy pomocy swojego personelu,
nie w każdym przypadku, jak choćby Asystent grany przez Dobromira Dymeckiego,
przekonanego do jej założeń. Wątek sensacyjny to wiadomość o ucieczce seryjnego
zabójcy kobiet, niejakiego Matyasa, który może pojawić się w każdym miejscu w
dowolnym momencie. I wtedy właśnie w Klinice Leczenia Nerwic Profesora (tego
kabotyna i cynika świetnie gra Jan
Englert) pojawia się niespodziewanie nowy pacjent Anatol (Krzysztof Zarzecki), którego twarz kogoś
niektórym przypomina… Wszyscy, łącznie z oddaną idei Profesora doktor Małgorzatą (bardzo
przekonująca w tej roli Wiktoria
Gorodeckaja) są przekonani, że oto mają do czynienia z wielokrotnym
mordercą. Tym bardziej, że po piętach depcze mu tajemniczy Elegancki Pan rodem
z milicji (niezawodny jak zawsze Jan Frycz).
A jakie zainteresowanie budzi przybysz wśród pacjentów tego domu wariatów!
Wszystko wydaje się zmierzać do przewidywalnego finału. A jednak widza czeka
zaskakujące qui pro quo.
„Inkarno” w reżyserii Leny Frankiewicz, która obsadziła się niejako
przy okazji w epizodycznej roli dziennikarki, to także przedstawienie, którego
dobrze się słucha. A to za sprawą świetnej jazzowej ścieżki dźwiękowej
skomponowanej przez Michała Tokaja i
Piotra Wojtasika. Wraz ze
scenografią stworzoną przez Joannę Kaczyńską
w naturalnych wnętrzach starego szpitala w podwarszawskich Ząbkach tworzy ona
niesamowity klimat świata osób psychicznie chorych i ich zdrowych (przynajmniej
z pozoru) opiekunów. Czarny humor utworu Kazimierza Brandysa wydobywają
natomiast aktorzy obsadzeni w rolach pacjentów z Arkadiuszem Janiczkiem na
czele. Premierowo „Inkarno” można było obejrzeć w Teatrze Telewizji 27 stycznia
2020 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz