Harfa, skrzypce i flet - Małgorzata Ostrowska jakiej nie znaliśmy


Od ukazania się „Słów”, poprzedniego studyjnego albumu Małgorzaty Ostrowskiej, minęło 12 lat. 15 listopada 2019 roku wokalistka oddała swoim fanom najnowsze dzieło – krążek „Na świecie nie ma pustych miejsc”.
 
Okładka płyty - wersja różowa. Fot. materiały prasowe
Tytułowa piosenka to swoisty hołd oddany przez Małgorzatę Ostrowską swojemu wieloletniemu menadżerowi, Piotrowi Niewiarowskiemu, zmarłemu w marcu ubiegłego roku. Napisany jeszcze za jego życia tekst, nabrał w związku z tym smutnym wydarzeniem zupełnie innego sensu i znaczenia. Małgorzata Ostrowska musiała znaleźć innego „opiekuna” artystycznego, bo przecież świat nie znosi pustki, a show must go on.

Cały album byłej solistki zespołu Lombard z czasów jego największej popularności i artystycznych dokonań jest dowodem nieustających poszukiwań artystki dążenia do odkrywania nowych elementów swojej osobowości. Kto zna Ostrowską jako ostrą rockmankę, wulkan scenicznej energii, będzie zaskoczony zawartością płyty „Na świecie nie ma pustych miejsc”. Piosenkarka niemal zupełnie zrezygnowała z ostrych gitarowych brzmień na rzecz instrumentów akustycznych, wśród których niezwykle nastrojowo brzmią skrzypce, harfa (genialna w „Jesiennym egzaminie”), flet i fortepian. Za takimi brzmieniami płyty stoi Maciej Muraszko, ten sam, który jest współautorem ostatnich sukcesów artystycznych i fonograficznych Stanisławy Celińskiej i Macieja Maleńczuka. Skomponował on sześć melodii do tekstów Małgorzaty Ostrowskiej, w tym m.in. do promującej płytę piosenki „Ziemia w ogniu”. To bodaj najbardziej, poza „Miłością jak huragan”, charakterystyczny dla „dawnej” Ostrowskiej utwór, pełen energii i mocnych brzmień. Większość jednak spośród 14 utworów (a wersji cyfrowej 15) to liryczne ballady opowiadające – jakże by inaczej – o miłości w różnych jej odcieniach. 
 
Okładka płyty - wersja niebieska. Fot. materiał prasowy
Głos Małgorzaty Ostrowskiej brzmi w nich jak zwykle wyraziście, a jednocześnie niezwykle subtelnie, momentami nawet seksownie. A utwory: „Czekanie”, „Zadzwoń” i „Róże” to prawdziwe – jak to się kiedyś mówiło – pościelowy. Rzadko kiedy ostatnio takie utwory pojawiają się w repertuarze polskich wokalistek. Ostrowska dowiodła tym samym, że potrafi nie tylko „krzyczeć”, ale również tworzyć swoim śpiewaniem nastrój, wysublimowany klimat, pełen emocji i zadumy. To całkowicie nowa, dotąd nieodkryta twarz piosenkarki. Podobno ona sama od dawna marzyła o takiej nastrojowej, subtelnej płycie. Zapewne przyniesie jej ona nowych zwolenników, którzy z różnych względów nie akceptowali ostrej, drapieżnej MO. Wypada mieć nadzieję, że organizatorzy koncertów pokuszą się o lansowanie Małgorzaty Ostrowskiej w tej nowej odsłonie zamiast kazać jej katować widownię nieodmiennie „Meluzyną” czy „Szklaną pogodą”. Również i redaktorzy nocnych programów w różnych stacjach radiowych mogą z tej płyty czerpać garściami, bez obawy, że słuchacze usną przed odbiornikami.
Dzięki Agorze S.A., wydawcy płyty, jest ona dostępna w dwóch wersjach okładki: różowej i niebieskiej. Każdej słucha się jednakowo znakomicie!

Komentarze