Życie to nie film - "Oscar dla Emily" w Teatrze Telewizji


Kinga Dębska, znakomita reżyserka filmowa, autorka takich filmów, jak „Moje córki krowy” czy „Zabawa zabawa” zadebiutowała 7 października 2019 roku jako autorka przedstawienia w Teatrze Telewizji. Na warsztat wzięła sztukę „Oscar dla Emily”.
 
Sławomir Orzechowski i Ewa Wiśniewska. Fot. Zuzanna Szamocka (TVP)
Sztuka niemieckich autorów: Alexandra Alexy’ego i Folkera Bohneta w tłumaczeniu Jacka Kaduczaka trafiła na polskie sceny teatralne w 2012 roku, kiedy to nieodżałowany Romuald Szejd wystawił ją na deskach założonego i prowadzonego przez siebie Teatru Scena Prezentacje w Warszawie. Co interesujące, w tamtym przedstawieniu tytułową rolę zagrała także Ewa Wiśniewska, a towarzyszył jej jako Henry Leszek Teleszyński. Jeffa grał Konrad Darocha. W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Kingę Dębską obu panów zastąpili odpowiednio: Sławomir Orzechowski i Mateusz Rusin.

Akcja sztuki dzieje się w dniu rozdania Oscarów, najbardziej prestiżowej nagrody w świecie filmu. Podstarzałe gwiazdy: Emily White i Henry Porter wybierają się na tradycyjną galę i zgodnie ze swoją pozycją zajmą na widowni poczesne miejsce, Emily ma być uhonorowana statuetką za całokształt swojej twórczości aktorskiej. Na jej żądanie zaproszenia na galę nie otrzymała Cher, która onegdaj poleciła wyciąć ujęcia z udziałem Emily z filmu „Wpływ księżyca”. Tylko czemu Emily zamierza zabrać ze sobą na imprezę kanapkę z serem? Pytań w sztuce Alexandra Alexy’ego i Folkera Bohneta „Oscar dla Emily” jest zresztą dużo więcej i są one znacznie bardziej istotne. Widz nie do końca wie, co z tego, o czym mówią bohaterowie sztuki jest prawdą, a co tylko wytworem ich fantazji, urojeń czy po prostu demencji starczej. Zgorzkniali nieco, a cz z nieustającą werwą do słownych potyczek, małżonkowie z 40 – letnim stażem nie potrafią nawet z całą pewnością uzgodnić, czy ich syn Bill jest lekarzem w Nowym Jorku czy też adwokatem w Miami. To tylko jedna z przyczyn nieustającego sporu między starszymi, niespełnionymi zawodowo aktorami, żyjącymi w świecie ułudy, będącej – jak się wydaje – sposobem na obronę przed rzeczywistością, która mocno skrzeczy i kryje wydarzenia, o których Emily i Henry chcieliby nie pamiętać. A tu jeszcze pojawia się niejaki Jeff Bloom, dostawca jedzenia, który ten świat wzajemnych przekomarzań, służących po części do odgrywania scen rodem z teatru, których pewnie w przeszłym życiu zawodowym nie udało im się zagrać. Kim tak naprawdę jest Jeff? Kim są Emily i Henry? Zakończenie sztuki nie przynosi jednoznacznej odpowiedzi.
 
Mateusz Rusin jako Jeff. Fot. Zuzanna Szamocka (TVP)
Tę niejednoznaczność bohaterów i niepełną realność świata, w którym żyją doskonale podkreślają „przydymione” zdjęcia autorstwa Piotra Sobocińskiego jr. Spektakl został zrealizowany w jednym pomieszczeniu (stworzonym przez Monikę Sudół) metodą jednego ujęcia, co z pewnością utrudniło zadanie aktorom. Ale Ewa Wiśniewska, Sławomir Orzechowski i Mateusz Rusin wyszli z niego obronną ręką. Bardzo wiarygodnie przy tym pokazali dramat granych przez siebie postaci, którzy na pierwszy rzut oka zdają się być wesołymi staruszkami odwiedzanymi przez empatycznego i serdecznego dwudziestokilkulatka. Dla takich brawurowych kreacji warto włączyć niekiedy telewizję publiczną, która jaka jest (prawie) każdy wie.

Komentarze