"Telewizja kłamie", czyli teatralne disco polo


Są takie chwile w życiu recenzenta teatralnego, gdy wie, że jakkolwiek by schlastał jakieś przedstawienie, to i tak ludzie na nie przyjdą, bo nośny temat, bo znane nazwiska w obsadzie…
 
Plakat spektaklu "Telewizja kłamie". Fot. materiał promocyjny
Tak właśnie jest z widowiskiem (?), spektaklem teatralnym (?), programem kabaretowym (?) pod chwytliwym tytułem „Telewizja kłamie”. W obsadzie gorące serialowe nazwiska (w kolejności alfabetycznej): Tamara Arciuch („Ojciec Mateusz”), Adam Fidusiewicz („Na Wspólnej”), Bartłomiej Kasprzykowski („Przyjaciółki”) i Bartosz Opania („Na dobre i na złe”). Jednym z głównych elementów scenografii jest natomiast stojak – kostka z logami TVP 1, TVN, Polsat i TV Trwam (odegra ona istotna rolę, gdyż dzięki niej widzowie będą się orientować, którą stację oglądają w danym momencie). To te telewizje wraz z osobami w nich występującymi postanowił poddać biczowi satyry Michał Paszczyk z kabaretu Paranienormalni, autor scenariusza „Telewizja kłamie”. 

Pomysł, choć mało oryginalny, wydaje się być chwytliwy i na czasie, gdyż sprawą mediów żyje spora część społeczeństwa. I któż z nas, zwykłych zjadaczy chleba, nie odczuwa pokusy, by zajrzeć za kulisy ulubionej lub nielubianej stacji telewizyjnej i zobaczyć, jak zachowują się, o czym rozmawiają nasi ulubieńcy, gdy nie są aktualnie na wizji, na przykład podczas przerwy reklamowej? I to wszystko mamy w tym przedstawieniu wyreżyserowanym przez Bartka Kasprzykowskiego . Dobrym zabiegiem, choć też nie nazbyt oryginalnym, jest wciągnięcie publiczności do kreowania przebiegu spektaklu poprzez głosowanie i wybór telewizji, którą chce w danym momencie oglądać. I to chyba wszystkie atuty. Aha, jest jeszcze Bartosz Opania, który każdej kreowanej postaci stara się nadać odrębny charakter. To, jak tworzy postać poety Roberta Lewandowskiego (sic !), ojca Tadeusza, czy nierozgarniętego uczestnika teleturnieju! – miło patrzeć. Niewątpliwy talent komiczny i konferansjerski pokazuje Bartłomiej Kasprzykowski, ale… szkoda tego dobrego przecież aktora na przedsięwzięcia wątpliwie humorystyczne.
 
B.Opania, B.Kasprzykowski i A.Fidusiewicz w jednej ze scen na bis. Fot. K.Krzak
Bo humor jest najsłabszą strona tego spektaklu. Ktoś, kto lubi dowcip finezyjny, wysublimowany, inteligentny na pewno go tu nie znajdzie. W spektaklu „Telewizja kłamie” wali się z grubej rury (czasem też dosłownie w twarz), „bez światłocienia”, jak pisał poeta. I po nazwisku, choć z niewielkimi zmianami. Przedmiotem parodii stają się więc Ania Lawendowska, Krzysztof Wybisz, Krzysztof Zniemiec, Maciej Dobor, Tomasz Karmel czy Marcin Prochop (pierwowzory łatwe do rozszyfrowania). Wszyscy oni (i paru innych) odczuwają dolegliwości po hucznej imprezie u Małgorzaty Różenek, która chrzciła adoptowane czarne dziecko – taki żarcik, którego nie powstydziłby się Karol Strasburger w „Familiadzie”. Aktorzy przez blisko dwie godziny parodiują na scenie programy telewizji śniadaniowej („Pytanie na śniadanie” i „Dzień dobry TVN”), teleturnieje („Jeden z dwunastu”), festiwale (Sopot Kit Festiwal, Top tędy i owędy), telenowele dokumentalne (jedna z niewielu autentycznie zabawnych scen); pokazują dwulicowość i pustkę prowadzących oraz ich gości (zabawna Tamara Arciuch jako blogerka Mazanna). A wszystko to gruba krechą, z przesadą charakterystyczną dla kabaretowego skeczu. Grepsów kabaretowych jest tu zresztą dużo więcej, ze ściąganiem spodni włącznie. 
 
Finał spektaklu w Ostrowcu Świętokrzyskim. Fot. K.Krzak
Jako całość „Telewizja kłamie” to takie parateatralne disco polo (tę muzykę też aktorzy obśmiewają), momentami tak niewyszukane, że aż żenujące. Ale widocznie tego ludziom trzeba, bo zdecydowana większość widzów, którzy do ostatniego miejsca wypełnili 9 października 2019 roku salę kina w Ostrowcu Świętokrzyskim, pęka ze śmiechu, ochoczo wchodzi w interakcję z artystami, a potem nagradza ich standing ovation i domaga się bisu. Cóż, de gustibus non est disputandum.

Komentarze