Muzyczny miszmasz na zakończenie wakacji w Ostrowcu Świętokrzyskim


Zabawą i muzyką pożegnano wakacje w Ostrowcu Świętokrzyskim. To już kilkuletnia tradycja wprowadzona przez władze miasta i realizowana przez Miejskie Centrum Kultury. 
 
Alberto Amati, Ola i Monika w Ostrowcu Świętokrzyskim. Fot. K.Krzak
Stadion Miejski w Ostrowcu Świętokrzyskim zaczął wypełniać się mieszkańcami i nie tylko już wczesnym popołudniem. To wtedy uruchomiono wesołe miasteczko, rozpoczęły się konkursy i animacje dla dzieci – dzięki zgodnemu współdziałaniu władz miejsko – gminnych i powiatowych z Prezydentem Miasta Jarosławem Górczyńskim i Starostą Ostrowieckim Marzeną Dębniak wszystkie te przyjemności były dostępne dla najmłodszych bezpłatnie. A dla wszystkich był słodki tort.
 
Romano Dżi na scenie w Ostrowcu Świętokrzyskim. Fot. K.Krzak
Bezpłatne dla publiczności były również koncerty artystów zaproszonych przez Miejskie Centrum Kultury zgodnie z zasadą: dla każdego coś miłego. Muzyczny maraton rozpoczął lokalny zespół, a właściwie duet discopolowy RanDevu tworzony przez Renatę Ulikowską i Dariusza Kądzielę. Kierowany wiernością sobie (jak nie muszę, nie słucham tej „muzyki”, a tym bardziej nie uczestniczę w koncertach formacji discopolowych), nie widziałem występu tej gwiazdy „Zakończenia wakacji”. Potem na scenie pojawił się cygański zespół z Opatowa Romano Dżi. Żeby nikogo nie urazić, stwierdzę jedynie, iż do percepcji ich twórczości konieczne są specyficzne predyspozycje psychofizyczne odbiorcy. Znaleźli się tacy melomani na widowni ostrowieckiego stadionu. 
 
Zespół KoliBEER ze Skarżyska-Kamiennej. Fot. K.Krzak
Pozytywnym zaskoczeniem (nie znałem wcześniej tej grupy) był występ zespołu KoliBEER ze Skarżyska – Kamiennej. Tworzą go: Jacek (klawiszowiec), Tomek (gitarzysta) i Paweł (wokalista) – w dostępnych źródłach trudno znaleźć ich nazwiska, nie wiedzieć czemu. KoliBEER gra mieszankę muzyki folkowo – popowo – rockowej. W ich wykonaniu zarówno „Bo jo cie kochom”, „Karcmareckę”, jak i rovery zespołu Dżem (na przykład „Autsajder”). Skarżyscy muzycy grają też autorski repertuar, wśród którego znajdują się m.in. piosenki „Janko Muzykant” czy „Zostań tu”. Ogólnie - bardzo pozytywne wrażenie, ze szczególnym uwzględnieniem gitarzysty, którego rodowód muzyczny wywodzi się z zespołu heavy metalowego, co słychać w brzmieniu gitary pana Tomasza. Trochę pretensjonalnie brzmiało jedynie podrabiana gwara góralska.
 
Alberto Amati zaśpiewał w Ostrowcu Świętokrzyskim. Fot. K.Krzak
Pochodzący z Ravenny, a mieszkający od ośmiu lat w… Kielcach Alberto Amati miał dość łatwe zadanie, bo przecież piosenki włoskie lubi (chyba) każdy. Zwłaszcza te, które na estradach królują od półwiecza lub dłużej, a takie zaproponował sympatyczny artysta. Takie utwory, jak „Tornero”, Baila morena”, „Susana”, „Mamma Maria”, „Volare”, „Quando, quando, quando”, „Azzurro”, „L’italiano” i inne (niektóre w nowych dyskotekowo – tanecznych aranżacjach) porwały ostrowiecką publiczność, która śpiewała razem z Włochem. Wielu tańczyło nie gorzej niż Ola i Monika towarzyszące na scenie piosenkarzowi. Rewelacyjnie zabrzmiał również hit wszech czasów - "My way" z repertuaru Franka Sinatry. Występ Alberto Amati był doskonałym suportem do występu anonsowanych jako największe gwiazdy tegorocznej imprezy: Norbiego (wiele stracił w moich oczach, wiążąc się z partyjną TVP) i Stachurskiego. Tłum szczelnie wypełniający trybuny stadionowe i płytę boiska szalał w rytm takich piosenek, jak „Typ niepokorny”, „Czuję i wiem” czy „Zostańmy razem” do godzin wczesnonocnych.

Komentarze