Kurczowo trzymając się życia - "Czapa, czyli śmierć na raty" w Teatrze Telewizji
Dobrze się stało, że
szefostwo Teatru Telewizji zdecydowało się przypomnieć twórczość Janusza
Krasińskiego i pokazała 6 maja 2019 roku jego sztukę „Czapa, czyli śmierć na
raty” w reżyserii Zbigniewa Lesienia.
Na przestrzeni lat 60.
– 80. minionego Janusz Krasiński
należał do grona najciekawszych prozaików, dramaturgów i scenarzystów. Na
podstawie jego utworów powstały takie filmy, jak „Haracz szarego dnia” Romana
Wionczka, „Wkrótce nadejdą bracia” Kazimierza Kutza; wraz z Ernestem Bryllem
Krasiński napisał scenariusz słynnego swego czasu filmu polsko – radzieckiego
„Zapamiętaj imię swoje” z Tadeuszem Borowskim i Ryszardą Hanin w rolach
głównych.
Powstała w połowie lat
60. XX wieku „Czapa, czyli śmierć na
raty” pierwszą realizację miała w Studenckim Teatrze Hybrydy w Warszawie (w
reżyserii Mariusza Dmochowskiego i Marka Wilewskiego), a rok później wystawił
ją kielecko – radomski Teatr im. Stefana Żeromskiego. W 1967 roku Tadeusz
Jaworski przeniósł dramat Janusza Krasińskiego na mały ekran, obsadzając w
głównych rolach Tadeusza Fijewskiego, Jana Matyjaszkiewicza i Józefa Kondrata
(23 lata temu Teatr Telewizji pokazał „Czapę” w reżyserii Piotra Szulkina).
Czarna komedia, albo
„dramat wisielczy”, jak chciał Janusz Krasiński, to historia dwóch skazańców,
Kuźmy i Olesia, oczekujących w celi śmierci na zatwierdzenie i wykonanie
zasądzonego im wyroku, czyli tytułowej „czapy”. Mimo że sami wielokrotnie
pozbawiali innych życia, sami bardzo chcieliby uniknąć ostatecznego. W tym celu
postanawiają wykorzystać istniejące kruczki prawne, a w zasadzie przepis
mówiący o tym, że od czasu zasądzenia kary śmierci do jej wykonania musi
upłynąć określony czas, a dokładniej: 60 dni. Panowie zatem zaczynają się przyznawać do popełnienia
niewykrytych do tej pory zbrodni, co z kolei powoduje konieczność wdrożenia przez
sąd nowego postępowania, co automatycznie odwleka moment wykonania już
wcześniej zasądzonej egzekucji. Każda kolejna „śmierć” przedłuża ich życie,
mówiąc lakonicznie. Ku ich zmartwieniu zasób owych niewykrytych rzekomych
zbrodni też nie jest niewyczerpany… Na dodatek w ich celi pojawia się Skazaniec
(w tej roli rewelacyjny Piotr
Fronczewski), który co prawda „czapy” nie ma, ale na samą myśl o niej zdaje się być martwy.
Reżyser najnowszej
premiery w Teatrze Telewizji, Zbigniew
Lesień, do roli Olesia zaangażował swojego syna Michała Lesienia – Głowackiego, a rolę Kuźmy powierzył Cezaremu Pazurze. Aktorzy znakomicie
wykorzystują możliwości interpretacyjne, które stwarza im tekst Janusza
Krasińskiego. Co ważne – nie szarżują, idąc na siłę w stronę parodii czy humoru
absurdalnego. Ich wyważone kreacje pozwalają też w pełni wybrzmieć
egzystencjalnym rozważaniom o motywacji postępowania człowieka, prawdzie o nim
i przywiązania do życia w ekstremalnych sytuacjach, a także prawa do
decydowania o jego przebiegu i ewentualnym końcu. Poza wymienionymi w spektaklu
pojawiają się również Andrzej Grabowski
i Hubert Zduniak jako strażnicy. Scenografię
stworzył Aleksander Kośmider,
wykorzystując autentyczne wnętrza Aresztu Śledczego na warszawskim Służewcu,
zaś operator Waldemar Szmidt wykorzystując
po mistrzowsku grę świateł znakomicie oddał ciasny, duszny świat celi
więziennej. Może to udane i mądre w przekazie przedstawienie sprowokuje nową
dyskusję na temat stosowania (bądź nie) kary śmierci?
Komentarze
Prześlij komentarz