Intymny świat powieści "Nikt nie idzie" Jakuba Małeckiego
Najnowsza powieść Jakuba Małeckiego „Nikt nie idzie”
ukazała się po raz pierwszy w końcu października minionego roku, ale w marcu
2019 roku wydawnictwo Sine Qua Non wypuściło jej edycję specjalną: w twardej
oprawie, z kilkoma gadżetami od edytora i podpisem autora.
Informacja o tym
fakcie, przekazana przez Jakuba Małeckiego w programie „Drugie śniadanie
mistrzów” stało się dla piszącego te słowa bezpośrednim impulsem do sięgnięcia
po prozę tego jednego z najbardziej cenionych przez czytelników i krytyków współczesnych
pisarzy polskich, nominowanego do literackich nagród, m.in. NIKE, im.
Stanisława Barańczaka, Janusza A. Zajdla, laureata Złotego Wyróżnienia Nagrody
im. Jerzego Żuławskiego i kilku innych. Na liście książkowych bestsellerów
wciąż utrzymują się jego „Dygot”, „Ślady” czy „Rdza”, po które obiecałem sobie
sięgnąć w najbliższym czasie.
Ci, którzy znają
wcześniejszą twórczość Jakuba Małeckiego, tę z nurtu obyczajowego (wcześniej
pisarz kojarzony był z literaturą typu fantasy), zwracają uwagę, iż nowością w
przypadku powieści „Nikt nie idzie” jest umieszczenie przez autora akcji
powieści w wielkim mieście, czyli w Warszawie. To tu krzyżują się losy czwórki
głównych bohaterów powieści: Olgi, Igora, Klemensa i Marzeny, choć w
reminiscencjach jako ważne tło, kształtujące charakter czy podejście do
postrzegania świata i ludzi przez niektóre postaci powieści pojawia się również
Kalisz. Klimat świata przedstawionego utworu współtworzy Japonia i tamtejsza
forma poezji, jaką jest haiku oraz muzyka Rachmaninowa grana na fortepianie
przez Mikołaja Lipskiego, ojca głównej bohaterki.
Klimatyczny jest
generalnie cały świat przedstawiony w tej kameralnej powieści, bowiem Jakub
Małecki tworzy zeń przestrzeń zamkniętą (mimo ogromnej przestrzeni miejskiej, w
której poruszają się jego bohaterowie), także przez ograniczoną do niezbędnego
minimum liczbę postaci nie pozwala czytelnikowi na rozpraszanie uwagi podczas
śledzenia ich losów i motywów postępowania. Małecki w sposób niezwykle
oryginalny prowadzi narrację, która od samego początku wzbudza ogromne
zainteresowanie czytającego, mimo iż pierwsze strony nie epatują jakimś
szczególnym „trzęsieniem ziemi”, jak zwykł mawiać Hitchcock, po którym napięcie
ma wzrastać. Śledzimy z pozoru normalne życie Marzeny, matki niepełnosprawnego
Klemensa i Olgi, młodej kobiety, która w wielkim mieście stara się znaleźć –
nie bez popełniania błędów, rzutujących na jej późniejsze relacje z bliskimi,
zwłaszcza z Igorem - swoją drogę życia. Niespodziewanie losy całej czwórki
splotą się ze sobą, zmuszając bohaterów do radykalnych przewartościowań, nie
zawsze korzystnych dla nich samych, bo powodujących niejednokrotnie dojmującą
samotność. Konstrukcja postaci, ich sympatyczne określenia (np. Olga od liści,
Mężczyzna Uporczywie Oglądający Komody) czy charakterystyczne słabości (plecak
z balonami noszony przez Klemensa, nazywanego przez Olgę Dzikim) pozwalają na
identyfikację z bohaterami powieści Małeckiego, nieco magicznymi, nie do końca
jakby realnymi, a przecież prawdziwymi do bólu.
Jeśli dodać do tego
lapidarny, skondensowany sposób opisywania, jakim posługuje się Jakub Małecki,
to tym bardziej jest powód do sięgnięcia po książkę „Nikt nie idzie”. Wydaje
się, że każde zdanie tej powieści jest wycyzelowane przez autora, że nie ma tu
zbędnych słów, a jednocześnie jasność opowieści nie zostaje w najmniejszym
stopniu zakłócona. Kompatybilna z nastrojem powieści jest okładka zaprojektowana
przez Piotra Szczepanika i dzielące rozdziały rysunki, których autorką jest
Agnieszka Jednaka. Trudno nie ulec czarowi tej prozy.
Komentarze
Prześlij komentarz