"Green Book": wożąc pana Shirleya
Najnowszy film Petera
Farrelly’ego, autora dość popularnych komedii o głupim i głupszym tudzież o
sposobie na blondynkę, mimo swej przewidywalności, wywołanej w dużym stopniu
poprawnością polityczną, jest jednym z ciekawszych obrazów, które można właśnie
obejrzeć na ekranach kinowych (polska premiera odbyła się 8 lutego 2019 roku).
„Green Book”, bo o tym
filmie mowa, to dość typowe nie tylko dla kinematografii amerykańskiej kino
drogi, jeśli zaś chodzi o gatunek, to najwłaściwszym określeniem wydaje się komediodramat.
Scenariusz, nad którym reżyser pracował wspólnie z Brianem Hayesem Currie i
Nickiem Vallelongą (synem jednego z bohaterów) oparty jest na prawdziwej
historii epizodu z życia amerykańskiego pianisty i kompozytora Donalda Shirleya
oraz jego pianisty i ochroniarza Tony’ego Vallelongi. Kiedy nowojorski klub Copacabana, w którym
ten ostatni pracował jako bramkarz zostaje zamknięty z powodu remontu, Tony „Lip”
czyli w wolnym tłumaczeniu Wara, zgłasza się na rozmowę kwalifikacyjną, mającą
wyłonić kierowcę czarnoskórego artysty, który właśnie wybiera się na trwające
dwa miesiące tournée po zachodnich i południowych stanach USA, gdzie zjawisko
rasizmu przybrało w latach 60. ubiegłego wieku najostrzejsze formy. Z tego też powodu
przedstawiciele wytwórni, dla której pracuje Shirley wręcza Tony’emu tytułową „zieloną
książkę”, zawierającą wskazówki dla Afroamerykanów poruszających się po
terenach dla nich nieprzyjaznych.
Wspólna podróż
opływającego w luksusy czarnoskórego artysty z pochodzącym z przeciętnej, często
„cienko przeczącej” rodziny włoskich emigrantów stanowi doskonałą okazję do
konfrontacji postaw życiowych, poglądów na sytuację społeczno – polityczną i
stosunku do życia. Panów różni wiele, poza sytuacją materialną, także sposób
bycia, rozwiązywania problemów (Tony jest dość skory do rozstrzygania ich przy
pomocy pięści lub przemawianie do
kieszeni funkcjonariuszy), poziom intelektualny. Z czasem jednak wzajemne oddziaływanie
na siebie nasila się, przybierając formę autentycznej przyjaźni i przywiązania.
Tony ratuje swojego pracodawcę z kilku opresji, także dlatego, że denerwuje go
sposób, w jaki Don jest traktowany przez osoby, które jeszcze przed chwilą
oklaskiwały jego maestrię (pianista nie może na przykład skorzystać z ogólnodostępnej
toalety lub zjeść kolacji w restauracji z osobami przybyłymi na jego koncert).
W kulminacyjnej i ogromnie dramatycznej scenie kłótni panowie sprzeczają się o
to, który z nich jest „czarniejszy”, czyli ma gorszą sytuację materialną i osobistą:
oczytany, bogaty, ale samotny, na dodatek czarnoskóry muzyk, czy prostolinijny,
porywczy, zajadający się tłustymi kurczakami w panierce ochroniarz otoczony
liczną i kochającą się rodzina, dla której gotów jest na poświęcenie (choć
odmawia bycia lokajem i pucybutem pianisty).
„Green Book” to piękna,
pełna ciepła i delikatnego humoru opowieść o tolerancji i wzajemnej akceptacji
zdającej się burzyć mur szkodliwych dla stosunków międzyludzkich stereotypów,
niechęci graniczącej z nienawiścią i agresją. W tle wydarzeń, czasami wybijając
się na pierwszy plan, pobrzmiewa sympatyczna, chwytliwa muzyka skomponowana
przez Krisa Bowersa. Największym zaś atutem filmu Petera Faelly’ego jest
doskonałe aktorstwo głównych wykonawców. Viggo Mortensen (Aragorn z trylogii „Władca
Pierścieni”) brawurowo wciela się w postać cwaniaczkowatego, rozgadanego, ale
też i rozczulającego kierowcy – bodyguarda. Mahershala Ali jako „doktor” Don
Shirley jest dumny, pełen godności i pozornego chłodu, skrywającego wewnętrzny
dramat postaci. Za tę kreację aktor, znany wcześniej jako Boggs w „Igrzyskach śmierci”,
otrzymał już m.in. nagrodę BAFTA i Złoty Glob jako najlepszy aktor
drugoplanowy. Ali i Mortensen są też nominowani w kategoriach aktorskich do
nagrody Oscara; sam film powalczy o tę najcenniejszą w środowisku filmowym
nagrodę również w kategoriach: najlepszy film, najlepszy scenariusz oryginalny
i montaż (Patrick J. Don Vito). Niebawem okaże się, czy skończy się tylko na nominacji. Tymczasem
widzowie mogą czerpać przyjemność z oglądania dobrze zrobiony film, który
ogląda się z przyjemnością, zachowując po seansie same pozytywne emocje.
Komentarze
Prześlij komentarz