"Underdog" - niekoniecznie tylko o mordobiciu


Miłośnicy mieszanych sztuk walki (MMA) doczekali się wreszcie pierwszego polskiego filmu o swojej ulubionej dyscyplinie sportowej. I to oni głównie od 11 stycznia 2019 roku wypełniają sale kinowe. 
 
Eryk Lubos jako Borys 'Kosa' Kosiński. Fot. Piotr Pędziszewski
Ale „Underdog” jest zdecydowanie filmem nie tylko dla wspomnianych wyżej fanów mordobicia na ringu tudzież w klatkach (ba, niektórzy z nich mogą czuć się zawiedzeni zbyt małą ilością scen bksowania). Scenariusz autorstwa Mariusza Kuczewskiego (m.in. „Listy do M 2 i 3”) opowiada historię zawodnika MMA, Borysa „Kosy” Kosińskiego, który dwa lata przed rozpoczęciem akcji właściwej filmu zdobył pas mistrzowski, ale kontrola antydopingowa wykazała, iż nie był „czysty” podczas walki z Denim Takaevem. „Kosa” został zdyskwalifikowany i „dla chleba” podjął pracę jako ochroniarz w klubie nocnym. Po wykryciu pewnych szemranych interesów jego właściciela (mocna rola Jarosława Boberka) i konflikcie z nim, zatrudnia się w zakładzie naprawiającym lokomotywy. Tymczasem Deni Takaev (trochę „drewniany”, ale w sumie do przyjęcia jako aktor – amator Mamed Chalidow) postanawia na prośbę syna zakończyć karierę zawodniczą. Ostatnią walkę chce stoczyć właśnie z Kosińskim, którego uważa – wbrew opinii środowiska – za godnego siebie przeciwnika. Ten początkowo odmawia, ale pod presją swojego brata unieruchomionego na wózku inwalidzkim (całkiem przyzwoicie poradził sobie z tą rolą Tomasz Włosok) postanawia podjąć wyzwanie. Rozpoczyna morderczy trening pod kierunkiem trenera (gra go Janusz Chabior, który – mam wrażenie – coraz bardziej popada w manierę swego rodzaju nonszalancji powodującej, że jego kreacje stają się kopią samych siebie). Kosiński zdaje sobie sprawę, że ta walka jest dla niego jedyną szansą powrotu z niebytu, a dodatkowo ma ona przynieść (w przypadku wygranej „Kosy”) oswobodzenie porwanej przez mafię córki Niny (Aleksandra Popławska), lekarki weterynarza, z którą Borysa zaczyna łączyć prawdziwe uczucie. 
 
Mamed Chalidow i Eryk Lubos. Fot. Piotr Pędziszewski
Jak więc widać, w filmie „Underdog” znajdą coś dla siebie także zwolennicy historii romansowych czy dramatu psychologicznego, bowiem debiutujący tym obrazem jako reżyser Maciej Kawulski (współwłaściciel KSW, organizacji promującej walki MMA) dużą część filmu poświęcił pokazaniu upadku i walki o odbicie się od dna człowieka związanego z tym męskim sportem. Opowiada o tym w sposób dość nierówny: na początku nieco chaotycznie, potem dynamicznie i interesująco, by przed decydującą walką bohaterów znów zwolnić tempo (przyczyniają się do tego zbyt długie sekwencje treningów kiczowato sfotografowane przez Bartosza Cierlicę; za sekwencje starcia Deniego i Borysa oraz za fotografowanie Ełku należą się słowa uznania dla operatora). Szkoda, że reżyser nie zrezygnował mocno naciąganego wątku mafii rosyjskiej, który jest tu trochę ni pri cziom. Razi także ilustracyjne, trochę jak w akademii szkolnej, wykorzystanie piosenek śpiewanych przez Marka Dyjaka, a zwłaszcza utworu „Na zakręcie” z tekstem Agnieszki Osieckiej, wykonywanego niegdyś przez Krystynę Jandę. Podobnie jest z dowcipami, które budzą skojarzenia z tymi opowiadanymi przez prowadzącego telewizyjną "Familiadę".
 
Eryk Lubos brawurowo zagrał 'Kosę'. Fot. Piotr Pędziszewski
Zdecydowanie natomiast „Underdog” Erykiem Lubosem stoi. Kosiński to rola jakby stworzona dla tego znakomitego aktora (vide: „Moja krew”, „Zabić bobra”). Lubos jest niezwykle wiarygodny zarówno jako wrażliwiec przygarniający bezdomnego psa i zdecydowanie sprzeciwiający się łamaniu prawa przez właściciela klubu nocnego jak i średnio skutecznie walczący ze swoimi słabościami lekoman i alkoholik, a także twardy zawodnik chcący sprostać wyzwaniu i udowodnić, że nie należy go traktować jako kogoś z góry skazanego na przegraną (a tak tłumaczy się słowo zawarte w tytule). To naprawdę wielka rola Eryka Lubosa; chciałoby się napisać: życiowa, ale wydaje się, że potencjał artystyczny „Pluskwy” z popularnego serialu o detektywie w sutannie jest ogromny i tak kompletnych kreacji stworzy on jeszcze wiele. Czego Erykowi Lubosowi i wszystkim nam, widzom, życzę.

Komentarze