Polowanie na "Czarownice z Salem" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi
„Czarownice z Salem”
Arthura Millera i Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi
należą do tych nieczęstych wciąż jednak przedstawień, które na długo pozostają
w pamięci widzów, budząc emocje, z których niełatwo się otrząsnąć.
Spektakl, będący
sceniczną realizacją sztuki z początku lat 50. ubiegłego wieku, miał swoją
premierę w kwietniu 2017 roku jako efekt współpracy Teatru im. Stefana Jaracza
i obchodzącego 70 – lecie powstania Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły
Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi (w rolach „czarownic” pojawiają się
studentki tejże uczelni, na scenie prezentują się też wykładowcy Wydziału
Aktorskiego z dziekan Zofią Uzelac na czele), której rektorem jest właśnie
Mariusz Grzegorzek. Stworzył on w „Jaraczu” przedstawienie niemal w pełni
autorskie, gdyż poza tekstem, jego autorstwa jest reżyseria, adaptacja,
kostiumy, scenografia i projekcje. Do współpracy Grzegorzek zaprosił znakomitą
operator Jolantę Dylewską (autorkę zdjęć m.in. do „W ciemności” i „Pokotu”
Agnieszki Holland), która w „Czarownicach z Salem” wyreżyserowała światła oraz
Aleksandra Raczyńskiego, odpowiedzialnego za dźwięki, które wspólnie tworzą
niezwykle mroczny i przerażający.
Ta niesamowita aura
pojawia się tuż po podniesieniu kurtyny, gdy grupa młodych dziewcząt pod
przewodnictwem ciemnoskórej niewolnicy Tituby odprawia tajemny obrzęd
polegający głównie na wykrzykiwaniu imion mężczyzn, którzy są pożądani przez
młode kobiety. Jest wśród nich Abigail Williams, która romansuje z jednym z
najbardziej szanowanych obywateli miasteczka i która poprzysięga śmierć żonie
swojego kochanka i byłego pracodawcy. Dziewczęta zostają przyłapane na opisanej
czynności przez pastora Samuela Parrisa (Michał Staszczak). Kiedy dwie spośród
dziewcząt, w tym córka pastora Betty (gra ją znakomicie, bardzo przekonująco
świeżo upieczona absolwentka PWSFTviT, Paulina Walendziak), zapadają na
podejrzaną chorobę, sugeruje on, iż panienki miały kontakt z diabłem i
uprawiały czary. Zaczyna się bezpardonowe polowanie na czarownice. Na pomoc
zostaje wezwany egzorcysta, pastor Hale (i znów bardzo dobra rola w tym
przedstawieniu – tym razem Marka Nędzy). W obronie własnej dziewczyny zaczynają
oskarżać o czary powszechnie szanowanych w miasteczku obywateli, liczba osądzonych
i skazanych z dnia na dzień się powiększa. Salem ogarnia prawdziwa psychoza. Jedną
z jej ofiar pada także John Proctor. Grający go Ireneusz Czop tworzy niezwykle
dojmującą kreację człowieka z jednej strony silnego, gotowego poświęcić swój
honor i cześć dla ratowania żony (Matylda Paszczenko), a z drugiej bezradnego i
bezsilnego wobec bezwzględnej machiny kościelno – sądowej. Za to dokonanie
aktorskie Czop został nagrodzony Złotą Maską za najlepszą rolę męską w sezonie
2016/2017 (identyczny laur w kategorii ról żeńskich otrzymała grająca Abigail
Agnieszka Więdłocha, którą kojarzymy z kina z rolami w błahych komedyjkach, a
tu jawi się jako świetna aktorka dramatyczna; Złotą Maskę otrzymał też sam
spektakl i jego reżyser). Aktorstwo w „Czarownicach z Salem” jest niewątpliwie
bardzo mocną stroną i tak naprawdę należałoby wymienić wszystkie nazwiska z 16 –
osobowej obsady.
Lapidarnie rzecz
ujmując: „Czarownice z Salem” w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi to
przedstawienie kompletne, w którym wszystkie elementy (i wizualne, i
akustyczne, i stricte dramatyczne) są ze sobą kompatybilne. Dzięki temu historia dziejąca się w XVII - wiecznym amerykańskim miasteczku jest wyjątkowo aktualna tu i teraz. Natomiast specjalna
konstrukcja widowni, powodująca zmniejszenie Dużej Sceny łódzkiego teatru do
wielkości typowej sali sądowej powoduje, że z aktorami bardzo blisko obcują
widzowie, niemal namacalnie odczuwający ich emocje i przeżycia. Jeśli więc ktoś
lubi naprawdę dobry teatr, powinien już od dziś rozpocząć polowanie na „Czarownice
z Salem” w repertuarze łódzkiego „Jaracza”.
Komentarze
Prześlij komentarz