Tarnów. "Porachunki z katem" wracają na scenę "Solskiego"

Po długiej przerwie na Dużą Scenę Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie wraca komedia "Porachunki z katem" Martina McDonagha w reżyserii Marcina Hycnara. Będzie grana w dniach 16 - 18 listopada 2018 roku. 
 
Aleksander Fiałek i Sławomir Głazek. Fot. Maciej Topolski
Spektakl miał swoją polską prapremierę 15 września 2017 roku podczas inauguracji XXI Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii Talia, zdobywając II miejsce w plebiscycie festiwalowej publiczności, a grający w nim Aleksander Fiałek i Maciej Babicz otrzymali odpowiednio nagrodę i wyróżnienie za swoje kreacje.
Dla reżyserującego spektakl, Marcina Hycnara ta premiera stanowiła powrót do rodzinnego miasta, gdzie w 1995 roku rozpoczął swoją przygodę z Melpomeną tytułową rolą w "Małym Księciu". Teraz wracał jako dyrektor artystyczny Teatru im. Ludwika Solskiego i reżyser jednej z najnowszych sztuk brytyjskiego dramatopisarza irlandzkiego pochodzenia "Porachunki z katem" w przekładzie Klaudyny Rozhin (tytuł oryginalny: "Hangmen"; 2015 r.), którego "Porucznik z Inishmore" przez kilka sezonów był z powodzeniem grany na deskach stołecznego Teatru Współczesnego w reżyserii Macieja Englerta.
 
Akcja przedstawienia rozpoczyna się we foyer teatru, gdzie widzowie są świadkami wykonania jednej z ostatnich w Wielkiej Brytanii egzekucji skazańca przez powieszenie, którą kieruje Harry Wade, drugi po Albercie Pierrepoincie, kat w służbie Korony Brytyjskiej. Po tej sugestywnie zrealizowanej (dzięki efektom kaskaderskim opracowanym przez Tadeusza Widomskiego) scenie, dalsza część przedstawienia przenosi się na dużą scenę tarnowskiego teatru. Przedstawia ona zbudowane przez scenografkę, Julię Skrzynecką (także projektantkę kostiumów), funkcjonalne wnętrze pubu w Oldham, który prowadzi onże kat (już bezrobotny, bowiem w Wielkiej Brytanii właśnie zniesiono karę śmierci) wraz ze swoją żoną, Alice (Ewa Sąsiadek). Odwiedzają go stali klienci, którzy liczą na darmowe piwo od właściciela, którego traktują trochę jako miejscowego celebrytę. Tym bardziej, że odwiedza go również dziennikarz lokalnej prasy (Tomasz Wiśniewski), by przeprowadzić z Harrym wywiad, opisujący jego katowską karierę i poznanie stosunku do zniesienia kary śmierci. 
Maciej Babicz i Ewa Jakubowicz. Fot. Paweł Topolski
Sielską, niemal rodzinną atmosferę północno angielskiego pubu burzy pojawienie się przybysza z południa, niejakiego Mooneya (w tej roli dysponujący ogromną energią i talentem aktora charakterystycznego Maciej Babicz). Jego przybycie wywołuje ciąg wydarzeń z może mało zaskakującym (wiadomo: wisząca jako element scenografii strzelba musi wystrzelić, tak tu zdobiący bar sznur z pętlą nie musi być li tylko gadżetem przypominającym o tym, czym zajmował się przez 25 lat bohater sztuki), ale... [spoilera nie będzie] finałem. Nie brakuje przy tym zabawnych, a jednocześnie ostrych (dlatego sztuka dozwolona jest od lat 16) dialogów, dalekich od poprawności politycznej. Są humorystyczne sceny, jak choćby kłótnia dwóch byłych katów (jako Pierrepoint występuje Tomasz Piasecki) o to, który z nich powiesił więcej skazańców Są też postacie stricte komediowe (choćby trójka okupujących pub Wade'ów mieszkańców Oldham grana przez Kamila Urbana, Jerzego Pala i Mariusza Szaforza), czasem zagrane grubą kreską, jak choćby Syd Aleksandra Fiałka czy Shirley (nabzdyczona córka ex-kata) Ewy Jakubowicz. No i jest przede wszystkim Sławomir Głazek, zaangażowany przez Marcina Hycnara gościnnie (podobnie jak Filip Kosior znany z roli Radka w serialu "Barwy szczęścia") do głównej roli były wieloletni aktor warszawskiego Teatru Polskiego. 
Sławomir Głazek i Tomasz Wiśniewski. Fot. Paweł Topolski
 Aktor dysponuje bardzo dobrymi warunkami dykcyjno - interpretacyjnymi, przez co odbiór jego kwestii w dużej przestrzeni głównej sceny Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie nie stwarza żadnych trudności. A przy tym elektryzująca, by nie powiedzieć: demoniczna fizjognomia w połączeniu z wyjątkowo długimi włosami sprawia, że nakreślony przez Martina McDonagha Harry w interpretacji Głazka jest niezwykle wiarygodnie zimny, cyniczny, wręcz zły (jeśli wziąć pod uwagę choćby jego stosunek do najbliższych, zwłaszcza córki). Aktorowi udało się stworzyć, z pełnym wykorzystaniem swoich aktorskich możliwości i umiejętności, pełnowymiarową przekonującą choć mało sympatyczną postać i jest niezaprzeczalnie najmocniejszym atutem najnowszej premiery w tarnowskim teatrze, która ma dobre tempo, stopniowo budowany nastrój, interesujące rozwiązania scenograficzno - realizacyjne. I klimatyczną muzykę stworzoną przez Mateusza Dębskiego i jego zespół.
Poza powodami do dobrej zabawy i wysokiej klasy estetycznych wrażeń, jest tarnowskie przedstawienie także przyczynkiem do dyskusji na temat sądownictwa w ogóle, a w szczególności nad rozwiązaniem ostatecznym i nieodwracalnym, jakim jest kara śmierci (której przywrócenia co i rusz domagają się różni osobnicy), co w świetle omylności sądów budzić musi pewne zastrzeżenia.
 

Komentarze