"7 uczuć" - terapia à la Marek Koterski
Każdy kolejny film
Marka Koterskiego stanowi swego rodzaju rozliczenie z jakąś dręczącą bohatera
fobią tudzież traumą rzutującą na jego życie i relacje z innymi ludźmi.
Podobnie jest w przypadku „7 uczuć”, który po siedmiu latach od poprzedniego
obrazu („Baby są jakieś inne”) od 12 października 2018 roku jest do obejrzenia
w kinach.
Tym razem scenarzysta, reżyser
i autor muzyki Marek Koterski postanowił się rozliczyć z dzieciństwem i okresem
szkolnym, czyli tym etapem życia każdego człowieka, który – zdaniem wielu
naukowców, także cytowanych na początku filmu Andrzeja Samsona i Wiktora
Osiatyńskiego – wpływają w sposób zasadniczy na funkcjonowanie danej osoby w
dorosłym życiu. Adasia Miauczyńskiego poznajemy podczas terapii psychologicznej
prowadzonej głosem Krystyny Czubówny (jeszcze zabawniejszy jest pomysł czytania
tekstów narratora pisanych charakterystyczną dla Koterskiego frazą przez tę znakomitą lektorkę). Rozpadło mu się małżeństwo i
rodzina, również jego relacje z otoczeniem nie układają się tak, jak powinny…
Źródło tych niepowodzeń terapeutka upatruje w traumatycznych przeżyciach w
dzieciństwie. Stąd też przeniesienie się Adasia w ten okres jego życia, ze
szczególnym uwzględnieniem nauki w szkole, w której bezustannie wtłacza się
uczniom nieprzydatną wiedzę o dopływach Nilu, inscenizuje się fragmenty „W
pustyni i w puszczy”. W obowiązującym wówczas systemie edukacyjnym mogą się
odnaleźć tylko kujony pokroju Weroniki Porankowskiej (kapitalna rola Gabrieli
Muskały) bezrefleksyjnie obciążający swoją pamięć zbędnymi detalami pseudo wiedzy.
Niezwykłym pomysłem
Marka Koterskiego jest powierzenie ról uczniów dorosłym aktorom. Cóż to za
rozkosz oglądać w mundurkach szkolnych takie tuzy polskiego aktorstwa, jak
Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, Katarzyna Figura, Maria Ciunelis, Tomasz Karolak
czy rewelacyjna Małgorzata Bogdańska w roli Zosi Muszyńskiej! Ich nauczycieli
zainteresowanych jedynie egzekwowaniem wiedzy grają m.in. Tomasz Sapryk, Dorota
Chotecka, Ilona Ostrowska i Marcin Kwaśny. Bywa też, że młodzi aktorzy
występują w rolach rodziców starszych koleżanek i kolegów (Joanna Kulig jest
matką starszej o 20 lat Figury, a Magdalena Berus – Karolaka). Nazwiska znanych
i utalentowanych aktorów można by zresztą mnożyć w nieskończoność, bowiem Marek
Koterski zadbał o to, by nawet najmniejszy epizod został zagrany przez aktorską
osobowość.
W głównej roli obsadził
reżyser swojego syna, Michała Koterskiego, którego celebrycko – artystyczny żywot
rozpoczął się tak na poważnie od występu w „Dniu świra” w roli Sylwusia, syna
Adasia Miauczyńskiego. Pomysł ten mógł się wydawać wielu (także piszącemu te
słowa) dość ryzykownym. Bo czy po Adamie Woronowiczu, Cezarym Pazurze, Andrzeju
Chyrze, a przede wszystkim po Marku Kondracie można było sobie wyobrazić
lepszego odtwórcę tej postaci? Ale Michał Koterski nie tylko sprostał zadaniu,
on stworzył nieprawdopodobnie wiarygodną i wzruszającą postać. Jest przekonujący
zarówno wtedy, gdy gra zazdrosnego o uczucia matki (Maja Ostaszewska), która w
jego przekonaniu bardziej kocha brata Adasia, Mikiego (Robert Więckiewicz), jak
i wtedy, gdy z ogromną determinacją poszukuje miłości i prawdziwej przyjaźni. To
wielka rola Michała Koterskiego, potwierdzająca, iż jest on już bardziej
utalentowanym aktorem niż medialnym celebrytą. To dzięki m.in. jego dojmującej kreacji przesłanie
filmu „7 uczuć” ma szanse w pełni trafić
do widza, który będzie mógł uniknąć jako dorosła osoba błędów w relacjach z
dziećmi, a także samemu pokonać lęki mające źródło w trudnym dzieciństwie i na
nowo nauczyć się przeżywać tytułowe emocje: radość, złość, smutek, strach,
samotność, wstyd i poczucie winy. „7 uczuć”, choć nie
przebija w mojej opinii pod względem siły oddziaływania na widza „Dnia świra”
jest kolejnym ważnym filmem Marka Koterskiego, który może okazać swą
terapeutyczną moc wobec wielu oglądających. Z całą pewnością wszystkich rozbawi swoim groteskowym, trochę rodem z Gombrowicza, charakterem.
Komentarze
Prześlij komentarz