Porywająca melancholia - "Metamorphosis" Sławka Uniatowskiego

Podczas tegorocznego 55. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu najjaśniej rozbłysła gwiazda Sławka Uniatowskiego, piosenkarza, który przez kilkanaście lat poruszał się na obrzeżach mainstreamu polskiej estrady.
 
Okładka płyty Sławka Uniatowskiego. Fot. materiał prasowy
Sądzę, że brawurowe wykonanie przez Sławka Uniatowskiego piosenki z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego „Lubię wracać tam, gdzie byłem” (koncert przebojów stulecia „Piosenka Ci nie da zapomnieć”) w nikim, kto choć trochę zna się na muzyce, nie pozostawiło wątpliwości, że oto mamy do czynienia z fantastycznym wokalistą, niezwykle muzykalnym i wiedzącym na czym polega śpiewanie, które może poruszyć wrażliwość słuchacza. Potwierdził to retransmitowany kilka dni później przez TVN krakowski koncert „Tribute to Zbigniew Wodecki”, podczas którego Uniatowski wykonał przebój „Zacznij od Bacha”. W tym miejscu godzi się dodać, że obaj panowie w 2006 roku wystąpili w duecie na opolskim festiwalu. 

"Tribute to Frank Sinatra". Sopot 2016. Stanisław Soyka i Sławek Uniatowski. Fot. K.Krzak
Występ Uniatowskiego w koncercie retrospektywnym nie był jedynym podczas tegorocznej imprezy w Opolu. Podczas „Premier” artysta zaprezentował piosenkę „5 rano”, autorską kompozycję z tekstem Tomasza Organka, która wcześniej pojawiła się na jego płycie wydanej przez Wydawnictwo Agora w kwietniu bieżącego roku. Krążek zatytułowany „Metamorphosis” jest zwieńczeniem trzynastoletniej (licząc od pojawienia się w Polsatowskim „Idolu”) drogi artystycznej Sławka Uniatowskiego. W tym czasie można go było usłyszeć m.in. w duecie z Marylą Rodowicz („Będzie to co musi być”), na ścieżce dźwiękowej filmu „Ja wam pokażę” (piosenka „Kocham cię”) czy w sopockim „Tribute to Frank Sinatra”, gdzie obok Kuby Badacha był najlepszym wykonawcą koncertu i najbliższym brzmieniowo oryginałowi.

Na debiutanckiej płycie Uniatowski prezentuje brzmienie, które jest najbliższe jemu samemu. On sam skomponował wszystkie trzynaście piosenek. Jest też współautorem (z Tomaszem Organkiem) większości tekstów do nagranych utworów, które napisali także: Janusz Onufrowicz i Michał Zabłocki. Muzycznie płyta jest dość różnorodna, bo znajdą na niej coś dla siebie nie tylko miłośnicy ambitnego popu, ale także zwolennicy jazzu, bossa novy czy soulu. Instrumentarium poszczególnych kompozycji, z dość znaczącym wykorzystaniem trąbki i saksofonu (nie brakuje też porywających solówek pianistycznych) tworzą klimat „Metamorphosis”: melancholijny, zmysłowy, kojąco oddziałujący na słuchacza, który lubi zasmakować w niebanalnej linii melodycznej i niepowtarzalnym wokalu artysty, który jak mało kto w rodzimym show biznesie świadomie używa swoich walorów głosowych. Jeśli można coś poradzić Uniatowskiemu, to to, by częściej śpiewał w języku ojczystym (na płycie są tylko 4 utwory po polsku), co pozwoli mu dotrzeć ze swoją interpretacją tekstów do większej liczby słuchaczy. 

Zanim więc Sławek Uniatowski nagra kolejną swoją płytę (trzeba wierzyć, że nastąpi to szybciej niż za kolejne 13 lat) już teraz warto się wsłuchać i rozsmakować w „Honolulu”, „Blisko”, „Someone somehow”, „I give it all to you” czy potańczyć przy „Everytime I need you” tudzież „I want more”.

Komentarze