Seans niedopowiedzeń i domysłów - "Prime Time" Jakuba Piątka na Netflixie

 Prawie trzy miesiące po światowej premierze na Sundance Film Festival, Netflix udostępnił 14 kwietnia 2021 roku debiutancki pełnometrażowy film Jakuba Piątka „Prime Time”.

Bartosz Bielenia jako Sebastian. Fot. materiał prasowy

Jakub Piątek nie tylko film wyreżyserował, ale również do spółki z Łukaszem Czapskim napisał jego scenariusz. Punkt wyjścia, a dokładniej zawiązanie akcji jest dość interesujące, choć dość często eksploatowane zwłaszcza w kinematografii amerykańskiej. Rzecz dzieje się bowiem w studiu telewizyjnym podczas sylwestrowej nocy. Wyjątkowej, bo tej, podczas której wszyscy żyjący na przełomie 1999 i 2000 roku przygotowują się do powitania Nowego Roku, szczególnego, gdyż rozpoczynającego (tak powszechnie wówczas uważano) kolejne millenium. W telewizji trwa gorączkowe przygotowanie do transmisji sylwestrowego koncertu, jeszcze tylko trzeba rozstrzygnąć konkurs audiotele… W pewnym momencie do studia wparowuje uzbrojony dwudziestokilkulatek Sebastian prowadzący na muszce ochroniarza. Żąda od Laury, wydawczyni programu (gra ją jak zwykle intrygująco Małgorzata Hajewska – Krzysztofik) umożliwienia mu wystąpienia na żywo, chce wygłosić jakieś oświadczenie, apel, odezwę. Co jakiś czas nerwowo sięga do kieszeni po kartkę, by przypomnieć sobie przygotowaną uprzednio treść wystąpienia. Poza ochroniarzem Grzegorzem (ciekawie pokazanego przez Andrzeja Kłaka), zakładniczką zdesperowanego młodzieńca zostaje gwiazda stacji, Mira Kryle (Magdalena Popławska). Na zapleczu studiu oprócz antyterrorystów pojawiają się również negocjatorzy starający się odwieść napastnika od dokonania zbrodni. I wydawałoby się, że w takiej sytuacji napięcie akcji powinno z każdą minutą rosnąć. Tymczasem „Prime Time”, chociaż przez producentów zakwalifikowany jako psychologiczny thriller nie wywołuje zagryzania palców przez oglądającego.

"Prime Time", scena zbiorowa. Fot. materiał prasowy

Reżyser nie potrafił wykorzystać wszystkich możliwości do stworzenia atmosfery tego kina gatunkowego, choć pewne elementy (na przykład ograniczone do pomieszczeń stacji telewizyjnej miejsce akcji, przewaga, przynajmniej formalna, napastnika nad pozostałymi postaciami) w scenariuszu były stworzone. Działania negocjatorów granych przez Monikę Frajczyk i Cezarego Kosińskiego wprowadzają – chyba wbrew intencjom twórców – element satyryczny. Nie do końca zrozumiałe mogą być pewne zachowana zakładników (Mira nie podejmuje pozostawionego bez nadzoru przez Sebastiana pistoletu, a Grzegorz nie korzysta z możliwości ucieczki, gdy wraz z dowódcą policji granym przez Dobromira Dymeckiego znajdzie się poza studiem). Czyżby udzielił im się syndrom sztokholmski? Nie dowiadujemy się również, co tak naprawdę chciał powiedzieć Sebastian (gra go nieco poniżej oczekiwań spowodowanych świetną kreacją w „Bożym ciele” Bartosz Bielenia), domagając się wejścia na żywo na antenę w najlepszym czasie oglądalności. Czy wystąpienie to miało dotyczyć jego przeszłości, gdy zdaje się nie był najlepiej traktowany przez otoczenie, w tym także przez ojca? A może miał być to manifest młodego pokolenia A.D. 2021, które podobnie jak to sprzed dwóch dekad, pokazane w archiwalnych materiałach telewizyjnych, nie widzi w Polsce dla siebie perspektyw i poprzez takie czyny, jak ten Sebastiana chce zwrócić na siebie uwagę dorosłych, rządzących? Odpowiedzi na te pytania pozostają w strefie domysłów. Szkoda, bo potencjał tkwiący w zamyśle był niezły, a w każdym razie obiecujący.

Komentarze