Wiara czyni złodzieja? - dramat Mariana Hermara w Teatrze Telewizji

 Po powtórce znakomitych „Nart Ojca Świętego” i przedstawieniu historycznym „Halo, halo, tu mówi Warszawa” TVP pokazała (19 października 2020 r.) „Cud biednych ludzi”, kolejny spektakl wpisujący się w religijno – patriotyczny profil tej najbardziej masowej sceny teatralnej w Polsce.

Scena zbiorowa. Fot. materiał prasowy

Za plus tej realizacji w reżyserii Zbigniewa Lesienia należy z całą pewnością uznać fakt, iż przybliżyła ona sporej grupie widzów osobę Mariana Hemara – dramaturga. Zdecydowanie bardziej znany jest on jako autor tekstów nuconych do dzisiaj takich szlagierów, jak „Kiedy znów zakwitną białe bzy”, „Nikt, tylko ty”, „Upić się warto” czy „Wspomnij mnie”, które wraz z innymi wypełniły znakomite przedstawienie „Hemar” zrealizowane pod koniec lat 80. ubiegłego wieku przez Wojciecha Młynarskiego w warszawskim Teatrze Ateneum. Sztuka „Cud biednych ludzi” powstała w okresie międzywojennym, a jej premiera planowana była na październik 1939 roku. Wybuch II wojny światowej spowodował przekreślenie tych planów. I to tak skutecznie, że obecne telewizyjne przedstawienie można uznać za polską prapremierę dramatu Hemara (60 lat temu wyemitowało ją jako słuchowisko Radio Wolna Europa), gdyż w powojennej Polsce istniał polityczny „zapis” na twórczość tego autora.

Bohaterem „Cudu biednych ludzi” jest Józef Bylejak, od niedawna ożeniony z Teresą, która pewnego dnia doznaje paraliżu wszystkich kończyn. Sam Józef rzuca pracę, by opiekować się małżonką, leżącą w łóżku w domu swojej matki, z którą pomieszkuje młode małżeństwo. Mężczyzna pomocy szuka również w religii, szczególnie żarliwie modli się do patronki swojej żony i miejscowego kościoła, świętej Teresy. Któregoś dnia wraca z kościoła z perłami, które – według relacji Józefa – święta znajdująca się na obrazie podarowała mu i które mają przywrócić zdrowie chorej kobiecie i odmienić niełatwy los rodziny. Zaiste, niebawem staje się cud i Teresa Bylejak staje na nogi, ale w domu pojawiają się policjanci, by aresztować Józefa za kradzież klejnotów. Rozpoczyna się zwyczajowe śledztwo, Bylejak zostaje aresztowany. W pewnym momencie ksiądz proboszcz wyznaje, iż jakiś czas temu sprzedał oryginalne perły z obrazu świętej, by pomóc biednym z parafii, a te, w których posiadanie wszedł Józef to tylko „liche sztuczne perełki”. Józef przyznaje się do kradzieży, choć wcześniej utrzymywał, iż podarowała mu jej święta. A jego żona Teresa znów ulega paraliżowi. Jaki będzie wyrok dla Józefa – tego widz się nie dowiaduje. W ostatnim słowie należącym w przedstawieniu do duchownego jest mowa o miłosierdziu.

Rafał Fudalej jako Józef Bylejak. Fot. materiał prasowy

W przeciwieństwie do Rafała Fudaleja, który w telewizyjnym spektaklu zagrał niezwykle udanie rolę Józefa Bylajaka, świetnie oddając jego prostolinijność i żarliwość duchową, a który w rozmowie z jednym tygodników wyznał, iż do przyjęcia roli przekonał go tekst Hemara „dotykający uniwersalnych prawd, piękny i mocny także dlatego, że żadna z przedstawionych w nim postaci nie jest wyłącznie dobra czy zła”, ja mam z tekstem dramatu największy problem. W mojej opinii jest tu kilka nielogiczności, a przynajmniej niezrozumiałych rozwiązań dramaturgicznych, jak choćby finałowy paraliż Teresy w momencie przyznania się Józefa do kradzieży. Prawdziwe czy nie, kradzione czy podarowane przez świętą, odniosły początkowo cudowny skutek nie tylko w odniesieniu do chorej żony bohatera. Czemu więc nagle utraciły moc? Czyżby Bylejak utracił wiarę, a przecież to ona, jak mówi powiedzenie, czyni cuda? Na pewnym etapie perypetii podstawowym sporem bohaterów staje się nie sam fakt domniemanej kradzieży, a wartość pereł. Należy zatem rozumieć, że jeśli Józef ukradł perły sztuczne, to nie popełnił świętokradztwa czy w szerszym wymiarze: przestępstwa? Trochę przez to rozmywa się główny problem sztuki, czyli konflikt między racjonalnym i mistycznym podejściem do takich elementów funkcjonowania człowieka, jakim jest przestrzeganie prawa i wiara w cuda. Co istotniejsze: sacrum czy profanum? Ważka jest w tym względzie rozmowa, jaką toczy ksiądz (Zbigniew Waleryś) z ministrem sprawiedliwości (Jerzy Zelnik); ten ostatni stoi na stanowisku, że „lepiej 9 razy skazać niewinnego, niż jedną zbrodnię puścić bezkarnie. Nieukarana zbrodnia staje się źródłem zarazy”. Jego oponent wprost przeciwnie, uważa, że „lepiej 9 razy winnemu przebaczyć niż jednego niewinnego skrzywdzić”. Sporo ciekawych spostrzeżeń na temat sprawiedliwości i sędziów wnosi postać sędziego śledczego znakomicie zagrana przez Zdzisława Wardejna

Andrzej Ogłoza i Małgorzata Rożniatowska. Fot. materiał prasowy

Marianowi Hemarowi udało się w tej sztuce stworzyć jeszcze kilka ciekawych postaci, takich jak Elżbieta Majewska – Grzegorzowa, Zakrystian czy Prokurator, które pozwoliły Małgorzacie Rożniatowskiej, Stanisławowi Brudnemu i Krzysztofowi Wakulińskiemu na stworzenie pogłębionych psychologicznie kreacji. Z kolei dzięki autorowi zdjęć, Piotrowi Śliskowskiemu i scenografowi, Tomaszowi Bartczakowi telewizyjny „Cud zwykłych ludzi” przybiera mistyczno – oniryczny klimat niepozbawiony realizmu epoki, w której dzieje się akcja dramatu.

Komentarze