Po co nam to było? - "Igraszki z diabłem" w Teatrze Telewizji


Zawsze wydawało mi się, że jeśli powstaje remake jakiegoś filmu lub spektaklu teatralnego, to powinien on być przynajmniej nie gorszy od oryginału. A twórca nowej wersji powinien mieć jakiś pomysł na swoją realizację. Okazuje się, że niekoniecznie jest tak, jak mi się wydawało…
 
Scena zbiorowa z "Igraszek z diabłem". Fot. Sylwia Penc/TVP
W poniedziałkowym Teatrze Telewizji (13 stycznia 2020 r., TVP1) pokazano zrealizowany w krakowskim oddziale telewizji publicznej spektakl „Igraszki z diabłem” Jana Drdy w przekładzie Jana Stachowskiego. Scenariusz telewizyjny stworzył i przedstawienie wyreżyserował Artur Więcek „Baron”, ten sam, który wyreżyserował m.in. „Anioła w Krakowie" ze świetną rolą Krzysztofa Globisza. 
Grzegorz Mielczarek, Roman Gancarczyk i Michał Majnicz. Fot. Sylwia Penc/TVP
Przesłanie komedii Jana Drdy nie jest specjalnie oryginalne, mówi o odwiecznym pojedynku dobra ze złem (nieba z piekłem), o u tego pierwszego nad drugim. Ot, normalny morał z każdej przypowieści czy bajki wynikający. Nawet największy wizjoner teatralny nie jest w stanie wykrzesać jakichś nadzwyczajnych treści i mądrości. „Igraszki z diabłem” dają natomiast możliwość stworzenia kreacji aktorskich, z czego skorzystali w pełni aktorzy, grający w pamiętanej do dziś wersji w reżyserii Tadeusza Lisa z kapitalnymi rolami Mariana Kociniaka, Magdaleny Zawadzkiej, Barbary Wrzesińskiej, Marka Kondrata czy Jana Kociniaka w roli nieszczęśliwie lądującego na ziemi anioła Teofila. Nawet jeśli tamtemu przedstawieniu można zarzucić pewne przerysowanie postaci (zwłaszcza Kasi i niezdarnej królewny Disperandy, ciągle podtrzymującej spadającą z jej głowy koronę), to nie da się zaprzeczyć, że jest to jeden z najlepszych spektakli, jakie powstały w całej historii Teatru Telewizji i bawi dzisiaj tak samo, jak 40 lat temu w momencie premiery.
 
Maciej Musiał i Monika Frajczyk. Fot. Sylwia Penc/TVP
Tymczasem najnowsza realizacja „Igraszek z diabłem” jest przedstawieniem pozbawionym odpowiedniego dla komedii tempa, przez co jest momentami niezwykle rozwlekłe, by nie powiedzieć nudne; brak mu lekkości, finezji i pomysłów realizacyjnych, no chyba że za takowy uznać używanie przez Lucjusza smarfona czy pseudo rewiowe tańce niemal wszystkich aktorów w finale przedstawienia. Marcin Kabat w interpretacji Michała Majnicza nie przekonuje do charakteru tego rzekomo nieustraszonego wojaka; Dariusz Gnatowski jako rozbójnik Sarka – Farka nie zaprezentował niczego, czego nie pokazał w serialu o rodzinie Kiepskich, Monika Frajczyk i Paulina Kondrak jako Disperanda i Kasia sprawiają wrażenie, jakby brały udział w przedstawieniu z przymusu, są po prostu nijakie. Anna Dymna gra Teofila, tak mi się przynajmniej wydaje, dla towarzystwa, bo w spektaklu bierze udział kilkoro jej kolegów ze Starego Teatru w Krakowie z Jerzym Trelą i Radosławem Krzyżowskim na czele. Zestaw znamienitych nazwisk pojawiających się w obsadzie należy uzupełnić nazwiskiem Mariana Dziędziela w roli sepleniącego i przysypiającego Belzebuba. Były więc wszelkie podstawy, by powstało naprawdę zabawne i na wysokim poziomie artystycznym przedstawienie, a jednak z ekranu przez zadecydowaną część spektaklu wieje… nijakością. Dobre momenty aktorstwa charakterystycznego „zaliczają” Maciej Musiał jako Lucjusz oraz Roman Gancarczyk i Grzegorz Mielczarek w „diabelskich” rolach Omnimora i Karborunda. Osobom, które jak piszący te słowa, lubią intensywne kolory, może podobać się scenografia autorstwa Justyny Łagowskiej. Ale to jednak trochę za mało jak na półtoragodzinny spektakl. Na szczęście zawsze można powrócić do „Igraszek z diabłem” A.D.1980.

Komentarze

  1. Co tu komentować, brakowało mi paska na dole ekranu: Oglądacie Państwo komedię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromne rozczarowanie. Marcin Kabat do niczego. Miłym zaskoczeniem jest Maciej Musiał. Wersja z Panem Kociniakiem jest jednak nie do pobicia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy11 maja, 2020

    dramat...to jakby ktoś z naszych pseudo-reżyserów , " Pulp Fiction " na scenie wystawił,pewnych rzeczy się nie przeskoczy...po prostu , a kultowych Igraszek tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta komedia to był dramat. Obejrzałem w całości, ale po kwadransie wiedziałem, że muszę się przykuć do fotela kłódką z zamkiem czasowym, bo inaczej nie wysiedzę. Chciałoby się zacytować tytuł filmu Koterskiego "Nic śmiesznego". Ekipa produkcyjna powinna sobie wyryć na ścianie słowo "BAŚŃ", bo niczym innym przecież to dzieło Drdy nie jest. A tu z baśni zostało niewiele. Nawet nie było pięknej królewny. To znaczy królewna była, ale ani trochę piękna i w dodatku koszmarnie ubrana. Lucjusz...słaby. Sądząc po dykcji myślałem, że Maciej Musiał jest wciąż aktorem-amatorem, a tu niespodzianka: skończona szkoła aktorska a braki w emisji głosu przerażające. Dało się to zauważyć szczególnie wyraźnie (nomen-omen) w scenie z dwoma diabłami we młynie: o ile ze zrozumieniem obu czartów problemów nie ma, o tyle Lucjusz - coś tam sobie szemrze pod nosem. Gdzie mu tam do Kondrata! Pomysł z użyciem smartfona może bawić tylko nastolatków. MM jest również chyba największym błędem w obsadzie: aż się prosi, żeby dać jego rolę Marcinowi Bosakowi. Anna Dymna - znana ostatnio bardziej jako filantrop(ka) chyba również z tego rozpędu świadczenia miłosierdzia zagrała w tym spektaklu. Niestety ani jej rola ani rola Treli nie daje szansy na podźwignięcie całego przedstawienia na poziom mogący chociażby nawiązywać do pierwowzoru z 1980 roku. Słowem - spektakl irytująco synkretyczny, niespójny, brak pomysłu na całość, nuda. Racja więc, że "po co nam to było"..

    OdpowiedzUsuń
  5. Po raz kolejny potwierdza się opinia, że to co było kiedyś ( konkretnie w PRL) jest nie do pobicia i nie do przeskoczenia.. tak było i jest również z najnowszą wersją Igraszek z diabłem... już na początku spektaklu poczułem niesmak jak te dwie dzierlatki śpiewały... daj.... nie Polaka... hm... owszem i sztuka i autor to nie są Polacy... ale reżyser Polak, więc taki tekst... jedyna pozytywna rzecz jaka zobaczyłem do gra aktorska pana Dariusza Gnatowskiego -zbója Sarka Farki( a szerzej znanego jako Arnold Boczek z sitkomu "Świat według kiepskich". Dziwie się natomiast, że w taki miernym spektaklu wzięli udział wspaniała pani Anna Dymna i pan Marian Dzięgiel oraz pan Jerzy Trela. zaś gra aktorska pana Macieja Musiała.. poniżej krytyki, ten młodzieniec ciągle myśli, że jak zagrał w kilku reklamach i dość popularnym ( choć wątpliwym serialu Rodzinka .pl) jest młody i przystojny to już pana Boga za nogi złapał.. Oj Macieju długa droga przed Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  6. A czego się spodziewacie po telewizyjnym organie propagandowym PiS. Wiadomo , że jak klerolubne miękiszony biorą się za sztukę to wynik może być tylko jeden: będzie to miałkie i nijakie.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie no przepraszam ale nie dałam rasy no poddałam sie po 30 minutach nie da się na to patrzeć

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz